17 październik 2004 r. XXIX Niedziela Zwykła

Moi  Drodzy !

Zawsze powinni się modlić i nie ustawać (Łk 18,1).

Modlitwa jest trudem.
Modlitwa zawsze była dla człowieka rzeczą trudną i kłopotliwą. Trudną była dla Mojżesza, który w czasie wa1ki z Amalekitami, stanął na szczycie góry ze wzniesionymi dłońmi. Ręce mu drętwiały i opadał z sił. Gdy zaś ręce opuszczał, miał przewagę Amalekita. Gdy ręce Mojżesza zdrętwiały, wzięli kamień i podłożyli pod niego, i usiadł na nim. Aaron i Chur podparli zaś jego ręce…
W ten sposób aż do zachodu słońca były jego ręce stale wzniesione wysoko.
I tak zdołał Jozue pokonać Amalekitów i ich lud ostrzem miecza.
Trudną wydawała się modlitwa słuchaczom Chrystusa, skoro prosili Zbawiciela, by nauczył ich modlić się. W odpowiedzi na tę prośbę, Jezus przekazał im treść najpiękniejszej modlitwy: Ojcze nasz…
Zbawiciel powiedział im też przypowieść o tym, że zawsze powinni się modlić i nie ustawać. Stawia im przed oczy sędziego, który Boga się nie bał i nie liczył się z ludźmi. Naprzykrzyła mu się biedna wdowa, mówiąc: Obroń mnie przed moim przeciwnikiem. Sędzia ów, choć zły, jednak bierze w końcu w obronę ową niewiastę, żeby nie przychodziła bez końca i nie zadręczała go.
Wniosek jest prosty i Chrystus nim właśnie kończy przypowieść; A Bóg, czyż nie weźmie w obronę swoich wybranych, którzy dniem i nocą wołają do Niego, i czy będzie zwlekał w ich sprawie ? Powiadam wam, że prędko weźmie ich w obronę.
Dziś też nie jest łatwo nam, katolikom,  modlić się. Jedni nie wierzą w moc modlitwy, inni uważają ją za środek magiczny, choć nie zawsze skuteczny.
Inni chcieliby dobrze się modlić, ale nie wiedzą jak. Dlatego wolą zapalić lampkę czy świeczkę, dać drobną ofiarę żebrakowi, by za nich się modlił.
Nie umiemy się modlić.
Nie umiemy się modlić, bo nie lubimy się modlić.
Nie rozumiemy sensu modlitwy bo zbyt wypaczyliśmy ją.
Sprawa modlitwy to sprawa wiary i miłości. To również sprawa umiejętności życia. Można śmiało zaryzykować twierdzenie: Jak kto wierzy, tak się modli lub, jak kto miłuje, tak się modli. Człowiek z natury stworzony jest dla Boga, szuka i potrzebuje Go. Gdy się nie modli, powoli uważa, że może się bez Niego obejść, zapomina o Nim, a w końcu zaczyna wątpić w Jego istnienie i sam staje się bożkiem dla siebie.
Modlitwa nie może być egoistyczna, interesowna. Bóg nie jest kupcem siedzącym za ladą. Zasadniczą postawą w modlitwie powinna być wielkoduszna miłość.
Modlitwa nie jest żebraniną czy żądaniem, ale darem składanym ze swej osoby i z życia. Nie jest ona czekaniem na wzruszenia, uczucia i doznawanie przeżyć, lecz jest spotkaniem duszy z Bogiem.
Nie powinniśmy się więc zniechęcać z powodu roztargnień czy myśli natrętnych, bo Bóg patrzy na nasz wysiłek, a nie na wynik, na serce, a nie na nastroje.
Wiara i miłość uzewnętrzniają się. Dlatego, postawa zewnętrzna jest wyrazem wewnętrznej postawy ducha. Stąd też winien się znaleźć zawsze odpowiedni czas i miejsce na modlitwę. Czym jest dla kierowcy czerwony sygnał na skrzyżowaniu ulic, tym dla każdego z nas modlitwa w ciągu dnia. Jest to chwila refleksji i zastanowienia się, chwila spojrzenia za siebie i przed siebie, na Boga i ludzi. To okazja do świadomego spotkania się z Bogiem.
Zawsze powinniśmy się modlić.
W wielu domach katolickich i protestanckich na Zachodzie można spotkać reprodukcję obrazu A. Durera przedstawiającą złożone dłonie do modlitwy.
Są te reprodukcje wykonane w drewnie, w plastyku, w marmurze. Jest to wymowny symbol i zachęta do ustawicznej postawy modlitewnej katolika. Symbol i zachęta nie może zastąpić czy wyręczyć człowieka.
Do stałej postawy modlitewnej zachęca nas często św. Paweł. Nie ustannie się módlić – pisze do Tessaloniczan. Bądźcie w modlitwie  wytrwali.
Aby mówić z Ojcem Niebieskim i cieszyć się Jego obecnością,  pisze św. Teresa z Avili  –  nie trzeba wznosić się do nieba i wzywać Go głośno. Aby Go znaleźć nie trzeba skrzydeł. Wystarcza usunąć się w samotność i odszukać Go w nas samych. Nie trzeba się przerażać majestatem tego Pana, ktory chce być naszym Gościem, ale należy mówić do Niego pokornie, jak do Ojca, opowiadać Mu o swoich cierpieniach, prosić o ratunek, uznawać się za niegodne Jego dziecko, zawsze Jego.
Modlić się można wszędzie: na ulicy, w tramwaju, w biurze, w sklepie, w szkole; w kościele i w domu, na łożu boleści i w czasie zabawy. Modlitwą może być wstawanie i spoczynek (niech Cię nawet sen nasz chwali…), praca i droga do pracy – twierdzi pewna osoba i podaje jak sama to w życiu czyni.
Od mojego miejsca zamieszkania do miejsca pracy mam 15 minut drogi. Często spotykam staruszkę… mijamy się. Ona idzie w swoją stronę,  a ja w swoją. Ale zanim dojdę do pracy, myślę sobie: Daj dobry Boże, takim staruszkom trochę radości, trochę zadowolenia, trochę spokoju. Cóż bym za to dała, abym mogła im pomóc.
Moje modlitwy są różne – mówi ktoś inny. Sądzę, że nie przeżyłem jeszcze dwóch takich samych. Gdy rano patrzę na bezkres nieba, jestem radosny i wesoły… Tobie śpiewa żywioł wszelki, bądź pochwalon Boże Wielki…
Kiedy za oknem niebo czernieje… ogarnia mnie lęk.. czuję potęgę i cisną mi się na usta słowa: Święty Boże, Święty Mocny, Święty… Święty… Święty…
Etapy modlitwy związane są ściśle z życiem wewnętrznym. Zaczyna się od modlitwy ustnej, przechodzi do rozmyślania. Potem – modlitwa uczuć zajmuje miejsce rozważań. Serce wtedy mówi do Serca, bez słów. Wtedy życie staje się modlitwą, a modlitwa – życiem.
Modlitwa jest przeogromną siłą, która podnosi człowieka. Sprawia, że jego zgorzkniałe serce zamienia się w serce pełne słodyczy, smutne – w radosne, nieoświecone w jasne, chore – w silne, a zimne – w gorące.

SZCZĘŚĆ BOŻE.