Moi Drodzy
Błogosławiony, który idzie w Imię Pańskie.
Winien jest śmierci (Mt 26,66).
Najwymowniejsza stacja.
Niegdyś w jednym z czasopism religijnych w Polsce pojawiła się ankieta na temat:
Która stacja i w jakich okolicznościach najwięcej przemówiła do mnie.
Posłuchajmy niektórych wypowiedzi.
Mówi matka, która otrzymała wiadomość z obozu koncentracyjnego w Dachau o śmierci 18 letniego syna:
Groziło mi obłąkanie. Po długiej chorobie, udałam się do Częstochowy. Spowiednik polecił mi odprawić drogę krzyżową. Stanęłam przed pierwszą stacją i nie mogłam ruszyć dalej z miejsca. Niewinnie skazany Chrystus zatrzymał moje łzy i cierpienie.
Student z Krakowa mówi:
że stacja V, Pomoc Cyrenejczyka, oglądana w kościele 00. Franciszkanów w Krakowie, w wykonaniu Mehoffera. Był to dzień, w którym zdecydowałem się pójść do obozu w zastępstwie starszego kolegi, którego wolność była ważniejsza niż moja.
A oto co pisała pewna protestantka:
Nie rozumiałam katolików. Jak można pławić się w cierpieniach Chrystusa ? Rozmawiałam z pewnym lekarzem katolickim. Nie zdołał mnie przekonać. Sprezentował mi tylko egzemplarz Nowego Testamentu z takim napisem na pierwszej stronie: „…Jeszcze się kiedyś rozsmucę, jeszcze do Ciebie powrócę Chryste… Jeszcze tak strasznie zapłaczę, że przez łzy Ciebie zobaczę, że duch mój przed tobą klęknie, i wtedy – serce mi pęknie, Chrystusie…”
W czasie działań wojennych straciłam wszystko. Został mi złoty zegarek i podarunek doktora K…. I znalazłam cierpiącego Chrystusa w stacji X-tej.
Chyba do każdego z nas w pewnych momentach życia przemawiała jakaś stacja wymowniej niż inne. A może wszystkie i każda w inny sposób ? Wymowne są stacje Drogi krzyżowej, ale wymowniejsze jeszcze manifestacje. O tych manifestacjach wspomina nam Ewangelia i dzisiejsza liturgia mszalna.
Pierwsza, to triumfalny pochód Chrystusa z Betanii do Jerozolimy przy wołaniach „hosanna”.
Druga manifestacja miała miejsce w tym samym mieście, w kilka dni później, przy udziale może tego samego tłumu, a wtórowały jej wołania: Ukrzyżuj Go !
Nie dziwimy się pierwszej manifestacji. Nie dziwimy się entuzjazmowi tłumu w Jerozolimie i okolicy, który na wieść o niedawnym cudzie wskrzeszenia Łazarza, wykorzystał okazję i triumfalnie podejmował w stolicy Chrystusa. Zbawiciel nie bronił się przed tym, miał prawo oczekiwać takich pozdrowień w stolicy. Ale w czasie tych manifestacji tłum minął się z Chrystusem. Tłum spodziewał się, że w ten sposób spowoduje obwołanie Go politycznym władcą, Mesjaszem i Królem ziemskim. Tymczasem Zbawiciel myślał o innym królestwie i o zbawieniu ich dusz.
Minęły się i rozeszły z sobą dwie wizje, dwa królestwa.
Ostatnia próba z jednej i drugiej strony zakończyła się fiaskiem i rozczarowaniem. Rozczarował się tłum tym Królem i zawiódł się Chrystus w swych nadziejach na tłumie. Stąd radosne „hosanna” zmieniło się w szatańskie „ukrzyżuj Go”.
Pochód Niedzieli Palmowej zmienił się w pochód Wielkopiątkowy. Zamiast na tron pałacowy powiedziono Go na tron krzyża, na Kalwarię.
Entuzjazm przerodził się w nienawiść, miłość w potępienie, gałązki oliwne – w koronę cierniową, uwielbienia – w bluźnierstwa.
Manifestacje te trwają dalej.
Jedna i druga manifestacja idą dalej poprzez wieki i pokolenia. Na trasie czasu i przestrzeni mijają się z sobą: triumfalny pochód ku czci Chrystusa i pochód skierowany przeciw Niemu. Na trasie serca każdego człowieka spotyka się i mija Chrystus. Z drzewa krzyża rozpoznawał kiedyś wielu, którzy brali udział w jednym i drugim pochodzie.
Z krzyża rozpoznaje i nas. Rozpoznaje po wołaniu i słowach, po myślach i czynach, po postawie wobec Niego, zarówno w radości jak i smutku, w pracy i cierpieniu, po wierze i miłości.
W której manifestacji bierzemy udział na co dzień ?
Czy możemy powiedzieć, że jesteśmy z Nim, jeśli sumienie nasze obciążone jest grzechami i wzbraniamy się przed pojednaniem z Nim? Nie zapominajmy, że na drodze naszego życia spotykać będziemy najczęściej krzyż.
„Niebo wypełnione jest miłością, piekło jest miejscem sprawiedliwości, a ziemia jest usłana, przepojona krzyżem”. Nie kto inny, tylko człowiek jako pierwszy go postawił.
Tę „pokrzyżowaną” ziemię uświęcił Chrystus swoim krzyżem. Pozwolił się przybić do krzyża, by zdjąć z niego hańbę, a obdarzyć błogosławieństwem. Krzyż więc został zrehabilitowany przez Chrystusa. Stał się łożem śmierci dla Niego, a równocześnie drzewem odrodzenia dla całej ludzkości. Na tym drzewie umarł Bóg-Człowiek, by się narodził Boży Człowiek.
Umarło Jego ciało, by się odrodziły nasze dusze. Umarł przejściowo i fizycznie, byśmy odrodzili się na wieczność.
Krzyż więc – to klucz naszego zbawienia. Każdy go ma i każdy spotyka się z nim co krok. To – w przeciwieństwie do drzewa rajskiego – drzewo życia. Posiada „owoc zakazany”, którego pożywanie jest konieczne i najbardziej skuteczne.
Nie przeklinajmy więc go – ale błogosławmy. Nie unikajmy za wszelką cenę – ale przyjmujmy. Nie usuwajmy – bo nie zdołamy.
Pogódźmy się z nim i ukochajmy.
Uświęcajmy go, by się samemu uświęcić i zbawić.
SZCZĘŚĆ BOŻE.