12 czerwiec 2005 r. XI Niedziela Zwykła.

Moi drodzy!

Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało.

Pomyślmy chwilę.

W czasie gdy słuchacie tych słów, w ciągu kilkunastu minut, urodzi się kilkaset dzieci.

Jednocześnie umrze kilkuset ludzi. Wielu z nich umrze z głodu. W tym czasie kiedy my siedzi-my wygodnie w kościele, żyje gdzieś daleko około 15 milionów trędowatych, obok nich miliony nie­widomych, kalek.

Żyje olbrzymia rzesza ludzi głodnych chleba, prawdy, Ewangelii. W samej Azji jest tylko 3 procent chrześcijan, w Afryce 10 procent. Trzy czwarte ludzkości to poganie lub neopoganie.

Gdyby ci wszyscy ludzie zaczęli dziś przed nami defiladę idąc gęsiego dzień i noc, potrzeba by na ich przejście ponad trzydzieści lat.

Oczywiście, w tym czasie powstałaby niemal druga taka kolejka. Ci ludzie mogliby opasać całą ziemię 25 razy.

Jakżeż wzruszające są listy czy wypowiedzi pogan.

Oto jedna z nich. Ojcze święty – pisały dzieci nie ochrzczone do papieża – przyjmij nas do Kościoła katolickiego, wskaż nam drogę do światłości, poślij nam kapłanów, nauczycieli, lekarzy.

Żniwo wielkie.

Jezus widząc tłumy ludzi, litował się nad nimi, bo byli znękani i porzuceni jak owce nie mające pasterza. Któż tam był? Biedni i pogar­dzani ludzie pracy, nie brak było celników, złodziei, oszustów, wykolejo­nych kobiet – słowem –

grzeszników.

Zeszli na złą drogę z winy innych, nieświadomie. Nikt ich nie pouczył, nie poprowadził i nie pomógł.

Chrystus litował się nad nimi. Lituje się nadal, bo ta rzesza znę­kanych i porzuconych powiększa się z roku na rok. Jest ona nie tylko w Europie, ale w Azji, Afryce, na obu półkulach.

Mimo dwóch tysięcy lat chrześcijaństwa świat staje się coraz bardziej pogański. Nie potrafi­liśmy przeniknąć kwasem ewangelicznym kultur i życia samych chrześci­jan. Nie potrafiliśmy pociągnąć innych.

Ze wstydem musimy przyznać, że nie byliśmy wzorem i zachętą do nawróceń dla podbijanych przez chrze­ścijan ludów pogańskich.

Przeciwnie – byliśmy dla nich zgorszeniem. A obojętność jest często zastraszająca. Czyż to nie bolesny objaw, że w krajach zachodnich, chrześcijańskich i często katolickich, coraz mniej powołań, a więcej odstępstw.

I czy to nie paradoks, że w krajach komunisty­cznych liczba powołań wzrasta ?

Żniwo wielkie. Bo świat katolicki potrzebuje dziś przynajmniej 300 tysięcy kapłanów. Kraje nierozwinięte potrzebują nie tylko kapłanów, misjonarzy, ale nauczycieli, fachowców, instruktorów, lekarzy, pielęgnia­rek, szpitali, ochronek… Idźcie i głoście

Bliskie już jest królestwo niebieskie. Chrystus powołał dwunastu apostołów. Podobnie jak kiedyś było dwa-naście pokoleń Izraela, tak teraz Chrystus wybrał dwunastu apostołów.

Jak dwunastu mężów zostało wybra­nych i skierowanych do Ziemi Obiecanej, tak i teraz zaczątkiem Kościoła ma być dwunastu uczniów, którzy będą głosić Dobrą Nowinę.

Był pośród nich Piotr pełen zapału i wiary, pokory i odwagi. Był cichy i spokojny Andrzej, Filip i Bartłomiej. Byli ambitni synowie Zebedeusza: Jan i Jakub.

Był niewierny Tomasz i nawrócony celnik – Mateusz. Obok nich Szymon Zelota, Juda Tadeusz, Jakub i Judasz. Różne charaktery i temperamenty. Łączył ich jednak wszystkich Chrystus.

Do nich to powiedział Zbawiciel: Idźcie i głoście: Bliskie już jest królestwo niebieskie. Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczy­szczajcie trędowatych, wypędzajcie złe duchy.

Każe im iść raczej do owiec, które poginęły z domu Izraela. Naród Izraelski jako pierwszy objęty był planem zbawienia. Przed Wniebowstąpieniem swoim Chrystus jednak powie: Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody

Niegdyś pod górą Synaj Bóg poprzez Mojżesza przypomniał dobro­dziejstwa wyświadczone narodowi wybranemu. Miało to zachęcić ich do zawarcia przymierza i do wierności Bogu do końca.

Święty Paweł w drugim czytaniu mówi o Chrystusie, który umarł za nas i stał się pojedna­niem naszym. Chlubić się możemy w Bogu przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, przez którego teraz uzyskaliśmy pojednanie.

I nas Bóg powołuje.

Skoro dzięki Chrystusowi i Jego usprawiedliwieniu tyle otrzymaliśmy dobrodziejstw, winniśmy być nie tylko wdzięczni, ale i wierni Bogu. Win­niśmy dzielić się tymi dobrodziejstwami z innymi.

Nie każdego Bóg powołuje za furtę klasztorną czy seminaryjną. Nie każdego Chrystus powołuje na misje zagraniczne. Ale terenem misyjnym może być i jest w życiu niemal wszystko: dom rodzinny i warsztat pracy, praca zawodowa i modlitwa.

Terenem misyjnym może być kolega czy koleżanka, mąż czy żona, syn lub ojciec, znajomy i przygodny człowiek spotkany na ulicy czy przy pracy. Ludzie, którzy potrzebują naszej pracy, pomocy, rady, dobrego słowa, grzeczności czy uśmiechu – to nasz teren misyjny.

Byleby nie zawieść nadziei Chrystusa; byleby nie zasklepić się wyłącznie w sobie…

SZCZĘŚĆ BOŻE.