9 kwiecień 2006 r. Niedziela Palmowa

HOSANNA     HOSANNA
Moi Drodzy
Gdy Pan nasz Jezus Chrystus przybył do miasta Jerozolimy na sześć dni przed swoją męką, wielkie tłumy, które zgromadziły się w Jerozolimie, aby tam obchodzić Paschę wg Prawa Mojżeszowego, chwyciwszy gałązki palm wybiegły Mu naprzeciw, aby przez palmy okazać zwycięstwo jakoby ziemskiego króla w ludzie Izraela.
U starożytnych bowiem panował zwyczaj, aby zwycięzcom dawać palmy. Niektórzy jednak spośród tego tłumu ucinali gałęzie drzew, szczególnie z oliwek, bo rzecz działa się na Górze Oliwnej, aby w razie potrzeby wygładzać drogę nadchodzącemu Panu.
Tak powstał zwyczaj dzisiejszego święta, abyśmy śpiewając pieśni nieśli w rakach gałązki palm czy oliwek i abyśmy tę niedzielę nazywali niedzielą gałązek palmowych lub oliwnych.
Lecz fakt, że niesiemy te gałązki zawiera w sobie wielką tajemnicę. Oliwka bowiem, niosąca w owocu ukojenie bólu i trudu, oznacza uczynki miłosierdzia; także i słowo „miłosierdzie” po grecku brzmi „oleos”. Palma zaś, choć ma twardy pień, posiada wspaniały koniec czyli koronę, czym pokazuje, że przez twardość życia mamy się wznosić ku piękności ziemskiej ojczyzny. I dlatego Dawid, poeta i psalmista, śpiewa o mężu sprawiedliwym: „Sprawiedliwy zakwitnie jak palma” (Ps 91, 13).
Nieśmy więc gałązki oliwne w ręku, okazując w postępowaniu moc miłosierdzia. Weźmy więc i gałązki palm, abyśmy za spełnione uczynki miłosierdzia nie wyglądali ziemskich radości, ale piękna niebiańskiej ojczyzny, gdzie nas wyprzedził Pan nasz Jezus Chrystus, który  wg Apostoła jest kresem Prawa dla każdego wierzącego  (Rz 10, 9).
Nie pominiemy jednak wiersza psalmu, który śpiewał tłum wybiegłszy naprzeciw Panu: „Hosanna na wysokości, błogosławiony, który idzie w imię Pańskie, hosanna na wysokości” (Mt 21, 9).
Nadejście bowiem wcielenia Pańskiego nie tylko stanowiło zbawienie ludzi na ziemi, ale także aniołów w niebie, bo w miarę jak ludzie na ziemi są zbawieni, zostaje uzupełniona liczba aniołów zmniejszona upadkiem szatana.
A więc Hosanna na wysokości, to jakby było powiedziane: Zbaw nas Ty, który jesteś zbawieniem na niebiosach. I gdy bardzo pobożnie błagają o to zbawienie, ponownie mówią: „Hosanna na wysokości”.
Uroczysty wjazd do Jerozolimy dla Chrystusa jest uroczystym rozpoczęciem Wielkiego Tygodnia – dni, w których dokona zbawienia ludzkości przez Krzyż.
Ludzie tłumnie zebrani,  podświadomie w osobie Jezusa Chrystusa oddają hołd krzyżowi, dzięki któremu, kto tylko zechce, będzie mógł wkrótce stać się dzieckiem Bożym. Jest to wielka tajemnica, w którą musimy głęboko uwierzyć.

Krzyż  – w tym słowie zawiera się wszystko: miłość Boga do ludzi i nasza odpowiedź; dzieje stworzenia i odkupienia; życie doczesne i wieczne.
Krzyż  –  to księga Bożej miłości;  to drzewo, które wydało najwspanialszy owoc – zbawienie; to tron, z którego panuje Władca świata; to ambona, z której nieustannie On przemawia; to klucz otwierający nam niebo; to ołtarz przygotowany przez ludzi dla największej Ofiary i Ofiarnika; to znak największego triumfu.
Zastanówmy się nad nim nieco, już dzisiaj, w Niedzielę Palmową, byśmy głębiej i owocniej mogli przeżyć Wielki Tydzień Męki Pańskiej.

Krzyż – jest amboną
Z tej ambony słyszymy odpowiedź na najważniejsze pytania dotyczące nas wszystkich. Słyszymy odpowiedź na dręczący problem cierpienia i śmierci, na problem sensu życia doczesnego i wiecznego. Słyszymy odpowiedź na nasze codzienne krzyże. Każdy z nas jest sam dla siebie i dla drugich wielkim pytaniem.
Leopold Staff zapytuje: „Czymże ja jestem ? Proch czy rozbitek wśród tego świata bez granic ? Jaki i komu z dni mych pożytek?”

Krzyż jest odpowiedzią.
Bowiem człowiek pierwszy postawił „przecznicę” przeciwstawiając się woli Bożej.  Chrystus wybrał to, co człowiek „przeciwstawił”, czyniąc z tego środek zbawienia. „Wypił gorzkie lekarstwo, którego człowiek nie mógł wypić, jak matka karmiąca bierze lekarstwo z myślą o swym dziecku”. Umarł Bóg – Człowiek, by narodził się Boży człowiek. Umarł śmiercią ciała, by narodziły się dusze nasze na wieczność. Umarł na krzyżu, by zrehabilitować nasze krzyże i nadać im wartość nadprzyrodzoną, wieczną.
Pod tą „amboną” kształcili się święci. Doskonaliły się całe pokolenia i zastępy chrześcijan. Pod krzyżem uczył się Francois Coppee i wołał: „Po stokroć błogosławione niech będzie cierpienie, które doprowadziło mnie do Niego”.
Pod tą „amboną” możemy i my nauczyć się jak dopełniać cierpienia Chrystusa dla dobra Jego Ciała, którym jest Kościół   (por. Kor 1,24).

Krzyż – jest ołtarzem.
Na ołtarzu krzyża dokonała się największa Ofiara. Bo Ofiarą i Ofiarnikiem był sam Chrystus. Ona stała się źródłem innych ofiar – darów, sakramentów świętych. Z niej zrodził się Kościół i chrzest, Msza św. i sakramenty. Bez tej Ofiary ani woda chrzcielna nie mogłaby zgładzić z nas grzechu pierworodnego, ani słowa kapłana nie mogłyby pojednać nas z Bogiem. Bez niej nie byłoby kapłaństwa ani Komunii św., bierzmowania i sakramentu małżeństwa. Co więcej, jeżeli pierwsi rodzice nasi są zbawieni, to dlatego, że są obmyci Krwią Zbawiciela.
Każda Msza święta jest powtórzeniem i przedłużeniem tego, co dokonało się na Kalwarii. Odprawia ją nie kapłan, ale Chrystus, który posługuje się kapłanem. Kapłani uczestniczą w Jego doskonałym kapłaństwie. Kapłani użyczają Chrystusowi swoich rąk i ust do tego, by był z nami; by mógł się nieustannie ofiarowywać Ojcu niebieskiemu, przemieniać i jednoczyć z nami w Komunii św.

Ukrzyżowany nadal cierpi.
Skończyła się śmierć Chrystusa historycznego na krzyżu, ale nie skończyła się śmierć Chrystusa mistycznego (Kościoła). On nadal cierpi i kona w braciach swoich. Nadal cierpi głód w milionach głodujących. Nadal cierpi więzienie w milionach więźniów. Nadal cierpi agonię, prześladowanie, konanie. Nadal cierpi w każdym z nas i przez każdego z nas.
Widziałem kiedyś obraz ukoronowanego Chrystusa. Twarz Zbawiciela przedstawiona tradycyjnie, ale korona cierniowa nowoczesna, ze współczesnymi „cierniami” w głowie. A były nimi współczesne grzechy: społeczne i prywatne. Były to materializm, laicyzm, satanizm, liberalizm, wyżycie seksualne, „nowa” moralność i „nowa” teologia,  źli  katolicy…
Zmieniają się tylko  twarze, nazwiska, daty i miejsce.
Zmieniają się kolce i metody, ale sam proces trwa.

SZCZĘŚĆ BOŻE.