16 kwiecień 2006 r. Niedziela Zmartwychwstania Pańskiego

ALLELUJA    ALLELUJA

Moi Drodzy
Dwie tylko noce w roku Kościół obchodzi w sposób uroczysty. Jedną z tych nocy nazywa „Świętą”. Drugą nazwał  „Wielka”.
Pierwsza ukazała światu miłość Boga, rodzącego się na ziemi jako dziecię. Druga olśniła ludzi triumfem i potęgą Zmartwychwstałego. W pierwszej Bóg stanął widzialnie wśród nas, odziany w ludzkie ciało, narodzony z Maryi Dziewicy. W drugiej człowieczeństwo, które przyoblekło się Słowo, zajaśniało w Chrystusie chwałą Bóstwa. Pierwsza była bramą do życia w trudzie i upokorzeniu. Druga – trud, upokorzenie, a nawet samą śmierć zwyciężyła dotknięciem nie dającej się niczym pokonać Bożej wszechmocy.
Noc pierwsza była dla nocy drugiej. A obie – dla człowieka.
Po długim, czterdziestodniowym okresie przygotowania stanęliśmy już wczoraj wieczorem u bram nocy zwanej: WIELKĄ.  Wprowadził nas w nią liturgicznie odziany diakon, niosący paschał. W mrocznym kościele, w którym wygaszono światła, zamigotał ten płomyk świecy niby radosna zapowiedź chodzącego dnia.
„Światło Chrystusa” – rozległ się trzykrotnie coraz to donioślejszy śpiew. Od płonącego paschału zapalili swoje świece wypełniający kościół wierni. Nagle rozbłysła   światłem cała świątynia. Obudziły się milczące od trzech dni organy i dzwonki ministrantów. Od ołtarza popłynęło w świat pierwsze świąteczne „ALLELUJA”. Weszliśmy w Wielkanoc.
Dzisiejsza rezurekcja jest tylko jakby publiczną i uroczystą proklamacją tej nowiny, która już wczorajszej nocy obudziła serce  wierzących. „Chrystus zmartwychwstał! Weselmy się!”
Idąc w procesji, spontanicznie poddajemy się temu nastrojowi wielkanocnej radości, nie bardzo nawet wiedząc, dlaczego to mamy się dziś tak bardzo weselić. Ale uczestnicząc w uroczystej Mszy świętej dnia Zmartwychwstania, trzeba już sobie z tego zdać sprawę. Pomaga nam w tym zresztą liturgia dzisiejszego święta. Zaraz na jej wstępie, w trakcie czytania Ewangelii, stają przed nami trzej ludzie, uszczęśliwieni świadkowie zmartwychwstania: Magdalena, Piotr i Jan. To oni pierwsi doświadczyli, że Boga zabić  nie można. To oni pierwsi uświadomili sobie, że przegrana, a nawet śmierć, niekoniecznie oznaczać muszą koniec wszystkiego. To oni pierwsi namacalnie niejako przekonali się, że Ten, któremu zaufali, z którym związali swoje życie i całą swoją przyszłość, silniejszy jest niźli Annasz i Kajfasz, silniejszy niż Wielka Rada Starszych w Izraelu, silniejszy niż Piłat i jego żołnierze, silniejszy niż kaci, bicze, gwoździe i krzyż, a nawet śmierć sama i kamień grobowy, zatoczony na mogiłę.
Co za uszczęśliwiające odkrycie! Ich Jezus żyje! Przeszedł zwycięsko przez otchłań cierpień, prób, upokorzeń, jakie Mu zgotowano. Zerwał wszystkie więzy, którymi próbowano Go spętać, nawet więzy śmierci. Nie tylko że Mu już dziś nic nie grozi, ale od tej cudownej nocy dana Mu zostaje wszelka władza na niebie i na ziemi.  On jest teraz KIRIOS – PAN  i  odtąd On dyktował będzie warunki.
Trzeba przeżyć klęskę dobra, żeby zrozumieć radość, która wypełniła serca uczniów w dniu zmartwychwstania Jezusa. Z Jego, powracającą spoza grobu osobą, wracało do nich wszystko: wiara w prawdę, którą On głosił, zapał do zadań, ku którym On ich prowadził, odwaga wobec trudności, do której tylokrotnie ich zachęcał.
 Nieprzytomni z radości, pierwsi świadkowie Zmartwychwstania: Piotr, Jan, Magdalena, a potem dziesiątki innych, niosą dziś wszystkim odepchniętym, oszukanym, przerażonym, przegranym i niepewnym jutra ludziom i narodom tę uszczęśliwiającą, wielkanocną nowinę: Zapamiętajcie na zawsze, że całkowite zawierzenie Bogu, zdanie się na Jego wolę i dochowanie Mu wierności, nawet w najczarniejszych godzinach życia, zawsze oznaczają odrodzenie, odpłatę za trud, chwałę i ostateczne zwycięstwo, choćby początkowo pozory zdawały się wszystkiemu temu kłamać i zaprzeczać.
Jako Poręczyciel tego – podnoszącego na duchu – wielkanocnego manifestu staje dzisiaj przed nami Jezus, zwycięsko wracający spoza grobu.
To, czego On doświadczył, może się stać również naszym udziałem, ponieważ Jezus zmartwychwstał nie tylko dla siebie, ale również dla tych wszystkich, którzy w prześladowanie, mękę i śmierć wchodzą z Nim: w Niego wierząc, Jemu ufając i Jego usposobienie i postawę naśladując.
Pełen optymizmu manifest Zmartwychwstałego, zwiastujący i nam zmartwychwstanie, sprawdza się dosłownie i natychmiast przede wszystkim na terenie ludzkiego serca. Sprawdza się w religijno-moralnej dziedzinie życia. Wystarczy, że zaprosimy tam Zmartwychwstałego, a zaraz całe nasze wnętrze zaczyna płonąć światłem, jak wczoraj kościół od wielkanocnej świecy, choćby dotychczas – może już od wielu lat – mieszkało w sercu zło i panowały najgłębsze nawet ciemności. Tu, wewnątrz nas, w świecie naszego ducha można naprawdę cudownie ożyć, zostawić za sobą  gorycz przegrania, beznadziejność i pustkę oraz trwogę przed jutrem, jakie często wypełniają duszę, gdy umiera w niej Bóg. Zafundujmy naszemu sercu, jeżeli tego jeszcze dotąd nie zrobiliśmy, tę wiosnę, ten świt, to pełne nadziei przebudzenie do nowego życia. Zafundujmy jeszcze dziś! Może to już ostatnie święta Wielkanocy, w których Zmartwychwstały puka do naszego serca, ofiarując mu pojednanie. A kto już, żyjąc w łasce, święci Wielkanoc, niech wsłucha się dziś w drugie czytanie mszalne, w którym Paweł przypomina Kolosanom obowiązujące w nowym życiu reguły: „Jeśliście więc razem z Chrystusem powstali z martwych, szukajcie tego, co w górze, gdzie przebywa Chrystus, zasiadając po prawicy Boga. Dążcie do tego, co w górze, nie do tego, co na ziemi.
O ile na terenie ducha cud zmartwychwstania ma miejsce często – Bóg szafuje nim bowiem szczodrze, omal rozrzutnie – o tyle w dziedzinie życia zewnętrznego, w świecie przemian społecznych i gospodarczych, świecie ścierających się z sobą ideologii i wielkiej polityki, moc Zmartwychwstałego nie ujawnia się niestety ani szybko, ani tak skutecznie i olśniewająco, jak tam. Działają tu bowiem niesłychanie silne opory złej woli człowieka, skomplikowane powiązania pomiędzy zdarzeniami oraz machinacje wrogich ewangelii mocy. Ale i tu wielkanocny manifest Zmartwychwstałego niesie wszystkim cierpiącym pod przemocą, krzywdzonym i prześladowanym nadzieję i zapowiedź zwycięstwa. Gniew złych nie potrwa długo. Tylko trzy dni. Tylko tyle, ile – w nie zbadanych swoich wyrokach – pozwolił panoszyć się złu Bóg. Potem to, co było zwycięstwem, obracać się zaczyna przeciw ciemiężycielom. Ofiary wstają z grobu, jeżeli nie we własnej swojej osobie, to w osobach swoich dzieci – mścicieli, to w rejestrującej wszystko dokładnie pamięci ludzkiej. Przekreślone idee zaczynają na nowo żyć.  Ukryte zbrodnie wychodzą na światło dzienne. Ileż na ten temat mogłaby nam powiedzieć historia! Choćby ta najświeższa.
Nasz Bóg jest Bogiem życia, prawdy, sprawiedliwości, pokoju i szczęścia. Toteż nie zostawi nigdy na długo swojego świata złu. Gdy tylko wybije właściwa godzina, przywraca go jego właściwemu przeznaczeniu, a tym jest zawsze dobro. Tak, jak przywrócił kiedyś życie niesprawiedliwie zabitemu Chrystusowi. Trzeba więc czekać i ufać. Być może, czekać długo. Apostołom ciągnęły się zapewne w nieskończoność te dwie, w rzeczywistości jakże krótkie palestyńskie noce, w czasie których Chrystus leżał w grobie. Ale ostatecznie noce te minęły i zaświtał wielkanocny poranek.
Życzmy sobie dzisiaj wszyscy nawzajem ufności i cierpliwości w czekaniu. Życzmy sobie spokoju i pewności siebie ludzi, którzy wiedzą, komu zawierzyli. Życzmy sobie tej – z ewangelii wyrastającej – życiowej mądrości, która uczy: czekając róść i dłużący się czas wyglądania przemieniać w czyn, bogacący nas osobiście, społecznie i narodowo.
Niech od takich mądrych czynów, zbliżających nas do Boga i do bliźniego, zazieleni się nam na Wielkanoc, niby wiosenny zagon, i serce, i ziemia!

SZCZĘŚĆ BOŻE.