„Co więc Bóg złączył, tego niech człowiek nie rozdziela” (Mk 10,9).
Moi Drodzy!
Chrystus poruszył sprawę małżeństwa, ponieważ sprowokowali go do tego słuchacze. Jak zwykle „przystąpili do Niego faryzeusze i chcąc Go wystawić na próbę pytali Go, czy wolno mężowi oddalić żonę”.
Pytanie podchwytliwe, bo „Mojżesz pozwolił napisać list rozwodowy i oddalić” – mówią. Atak jednak się nie udał, bowiem Mojżesz „przez wzgląd na zatwardziałość serc waszych napisał wam to przykazanie. Lecz na początku stworzenia Bóg stworzył ich jako mężczyznę i kobietę. […] Co więc Bóg złączył, tego człowiek niech nie rozdziela”.
Idealnie zaczęło się w raju, gdy Bóg „ją przyprowadził do mężczyzny, mężczyzna powiedział: Ta dopiero jest kością z moich kości i ciałem z mego ciała! […] Dlatego to mężczyzna opuszcza ojca swego i matkę swoją i łączy się ze swą żoną tak ściśle, że stają się jednym ciałem”.
Idealnie było w raju – do upadku. Idealnie zaczyna się w życiu przed małżeństwem, gdy młodzi mówią, że zakochali się „od pierwszego wejrzenia”. Wystarczyła okazja, spotkanie, zabawa, drobna przysługa, a już o sobie marzą i są zakochani. Życie małżeńskie i rodzinne jawi się im jak bajeczna sielanka w pałacu królewskim i biada temu, kto śmiałby coś zakwestionować. Byłoby wszystko dobrze, gdyby młodzi pamiętali, że miłość małżeńską i szczęście rodzinne buduje się, a nie otrzymuje na kredyt w formie zaliczki, z góry. Problem tkwi w tym, że małżeństwo jest rzeczywiście „pałacem królewskim”, ale są w nim oprócz komnat i kręte korytarze wraz z podziemnymi i ciemnymi zaułkami. Podstawowym zaś błędem bywa fakt, że często miłością zwie się egoistyczną namiętność.
I wtedy – Małżeństwo staje się tragedią. Przyczyn tego jest wiele: obiektywnych i subiektywnych, poważnych i błahych. Niełatwo znaleźć winnych, bo są nieraz anonimowi, nieuchwytni…
„Co tu dużo gadać – pisze pewien uczestnik ankiety w Polsce – dziś mieszkanie jest najważniejsze. Ten górą, kto je ma. Trzeci mój syn przez mieszkanie się ożenił i przez mieszkanie teraz będzie się rozwodził. Drugi tak samo. Mieszkanie wiąże ludzi mocniej niż przysięga”.
„Mając lat 17 wyszłam za mąż. Dziś mam lat 46 i wiele smutnych doświadczeń. Cierpię strasznie, bo zostałam oszukana. Straciłam wiarę w ludzi i w każdym mężczyźnie widzę łajdaka, pijaka, złodzieja”… – pisze inna osoba.
Bywa gorzej. W styczniu 1973 r. w Preston, w Ontario, na szosie spotykają się po raz ostatni małżonkowie z dwunastoletnim synkiem. Obydwoje lekarze. Po rozwodzie dziecko przyznano sądownie matce. W czasie rozmowy rozegrał się finał nieporozumień. Skończyło się zastrzeleniem żony. Matka w grobie, ojciec w więzieniu, a w sercu chłopca pozostał na zawsze dramat.
Podobnych dramatów i tragedii jest pełno. Nie powstają one nagle, ale stopniowo. Zaczyna się od dancingu, rozmów, wynurzeń… On nieszczęśliwy, ona zawiedziona i oto „znaleźli się”. Niby nic się nie zmieniło, tymczasem w niewinny sposób powstaje tragedia żony i dzieci. Dzieci teraz często oskarżają i mają prawo oskarżać. Bo małżeństwo nie jest igraszką, jest sakramentem i instytucją społeczną.
„Co więc Bóg złączył, tego człowiek niech nie rozdziela”.
Z pewnością nikt z nas nie jest ideałem. W życiu małżeńskim też zjawiają się kryzysy. Dlatego warto sobie zdawać sprawę z filarów, które mogą uratować niejedno chwiejące się małżeństwo. Ktoś porównał małżeństwo do świątyni. W świątyni zresztą katolicy zawierają ten sakrament. Każda świątynia zbudowana jest na fundamencie, ma ściany, filary, sklepienie i wieżę wzniesioną w górę, zakończoną krzyżem. W świątyni też jest ołtarz, na którym dokonuje się Najświętsza Ofiara Mszy św. Całość stanowi harmonijną jedność.
Małżeństwo musi być jednością dwóch osób. Jest to jedność osób, a nie tylko ciał. Osoba nie jest tylko ciałem i zmysłami, lecz również rozumem i wolą. Jedność ta opierać się musi na miłości, która „cierpliwa jest, łaskawa. Miłość nie zazdrości, […] nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego. […] Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma”… (1 Kor 13,4-7).
Drugim filarem jest wzajemna służba. Każda prawdziwa miłość łączy się ze służbą. Służbą ojczyźnie jest prawdziwy patriotyzm; służbą wobec Boga jest prawdziwa religijność; służbą jest miłość matki w wychowaniu dziecka. Sam Chrystus przyszedł na ziemię „służyć, a nie żeby Mu służono”. Nie trzeba szukać siebie i własnego zadowolenia, ale starać się o radość i szczęście drugiej strony. Bo gdy dwa egoizmy zejdą się razem, wtedy bywa źle.
Z pojęciem służby łączy się i ofiara. Spotykamy się z nią w każdej miłości: matki i żołnierza, społecznika i dobrego katolika. Chrystus objawił swą miłość wobec nas przez swą ofiarę krzyżową.
Dlatego zachęcam i namawiam was do „rozwodu” ze złudzeniami i marzeniami o idealnej trzeciej osobie. Zresztą, idealnych osób nie ma. Są tylko w naszej wizji, ale mogą do niej się zbliżać, jeżeli tylko chcą i miłują się naprawdę. Trzeba przyjąć drugą stronę taką, jaka jest.
Ktoś powiedział: „Jeśli nie potrafisz zbudować pałacu – postaw przynajmniej domek. Pamiętaj jednak, że nie będzie ci w nim naprawdę dobrze, o ile cię nie opuszczą marzenia <pałacowe>”.
SZCZĘŚĆ BOŻE.