15 .10.2006 r. 28 Niedziela Zwykła.

Łatwiej wielbłądowi przejść przez  ucho igielne

Moi Drodzy!
Zdanie to stanowi przenośnię, która ukazuje trudności, a nawet niemożliwość zbawienia się człowieka, który sens swego życia upatruje w bogactwach.
Próżno więc powoływać się na rzekome odkrycia archeologów, mówiące o istnieniu bramy miejskiej w Jerozolimie, która miała się nazywać uchem igielnym.
Takiej bramy nie było. Apostołowie dobrze zrozumieli myśl Chrystusa  i  dlatego zawołali:

Któż więc może się zbawić.

Odpowiedź Chrystusa jest tajemnicza. Jest ogólna. Podaje zasadę: 

Bóg może wszystko.  

Czy Zbawiciel pomyślał o takich „niemożliwościach”, które stały się „możliwe”, jak: powrót syna marnotrawnego, nagroda robotników pracujących w winnicy tylko jedną godzinę, obmywanie stóp Chrystusa łzami jawnogrzesznicy, nawrócenie się bandyty wiszącego na krzyżu obok Niego?
Pewnie tak.  U Boga naprawdę wszystko jest możliwe.
Młodemu człowiekowi zdawało się, że jest porządnym sługą Boga. Mógł przecież spokojnie wyrecytować wszystkie paragrafy Bożego prawa i stwierdzić, że przeciwko żadnemu z nich nie wykroczył. To jednak Bogu nie wystarcza.
Postawa prawnicza – spełnianie nakazu, formalnego podporządkowania się wymaganiom Bożych przykazań jeszcze człowieka nie usprawiedliwia. Powiedzieć Bogu i sobie, że tego i innego przepisu nie złamałem to dopiero połowa czynności. Pełna i prawdziwa postawa to ta, którą Jezus zaproponował:  Idź, sprzedaj wszystko i rozdaj ubogim…  Postawa usunięcia wszelkich podstaw i podpór, na których człowiek może stać i dzięki którym może czuć się bezpiecznym na dziś i jutro.
Tak to rozumiał np. św. Franciszek, który pozwalał swoim braciom mieć zapasy jedynie na dzień dzisiejszy. Jeśli było więcej, trzeba było rozdać bardziej potrzebującym. Dzień jutrzejszy należało zaczynać od punktu zerowego. Opatrzność Bożą brało się na serio i dosłownie.
Każdy kawałek chleba był wówczas wyraźnym znakiem tkliwej miłości Boga.
Wszystko jest własnością Boga. Jestem tylko użytkownikiem, a więc każdej chwili mogę być pozbawiony dóbr materialnych i każdej chwili muszę być gotowy na to, by się ich pozbawić.
Trzeba by w tym kontekście spokojnie rozważyć zdania mędrca, dziś czytane. Są tak proste w swoich porównaniach, że trzeba je tylko chłonąć. Mądrość, o której mędrzec z rozmiłowaniem śpiewa, to sam Bóg, największa Wartość.
Rozważając te prawdy, czujemy jak wyrasta przed nami sylwetka wielbłąda, który usiłuje przejść przez ucho igielne. Czujemy, jak wcielamy się w tego wielbłąda – usiłujemy beznadziejnie czynić coś, co nie daje rezultatu. By rezultat zaistniał, trzeba zdobyć się na ewangeliczny radykalizm. Niech źródłem siły i punktem oparcia będzie słowo Boże, o którym autor listu do Hebrajczyków pisze, że jest ono „skuteczne i ostrzejsze niż wszelki miecz obosieczny”.
Rozważanie tego słowa, napełnienie się jego mocą – codzienne, systematyczne, uporczywe – daje gwarancję.
Wszystko zaczyna się od Słowa Bożego. Jest ono żywe i skuteczne, przenikające, zdolne osądzić pragnienia i myśli serca. Z pewnością młodzieniec który przybiegł do Jezusa, liczył na mądre słowo, na odpowiedź rozwiązującą mu podstawowy problem życia: co robić, jak żyć, aby się zbawić? Można powiedzieć, że jest to pytanie o właściwy sposób życia, ale wydaje się, iż chodzi tu o coś więcej – jest to wyraz walki  o   sens   życia.
Szczególnie głośno i ostro podnosi wołanie o sens życia nasza epoka. Słyszymy je już z ust dzieci, a szczególnie dobitnie wypowiada je młodzież: chcemy żyć swobodnie i mądrze.
Kościół uczy nas, że sens życia zdobywa człowiek w spotkaniu z Bogiem, który  wszedł w naszą ludzką historię przez Jezusa z Nazaretu. Ten Jezus musiał przeprowadzić długi dialog z młodzieńcem, by ten zrozumiał w czym tkwi sedno życia.
Ale nie dziwmy się. Również apostołowie, których opinię wyraża dzisiaj wobec nas św. Piotr, dojrzewają do należytego rozumienia powołania i losu, jakim jest życie wieczne w Jezusie Chrystusie.
Dochodzimy do pełni życia jedynie w poszukiwaniu Jezusa. Chodzi więc o głębokie odczucie wspólnoty z Panem; chodzi o jasną świadomość, że On jest z nami. Dotyczy to nie tylko dni i czasu, w którym jesteśmy spokojni i twórczy, ale staje się szczególnie aktualne wówczas, kiedy spotyka nas zagrożenie, cierpienie, prześladowanie.
Wtedy właśnie przekonanie płynące z wiary – „oto my poszliśmy za Tobą” – przekształca się i dojrzewa w naszej świadomości w stan – oto my jesteśmy w Chrystusie. „Być w Chrystusie” – oznacza istotnie całkowicie związane z tym, który jedynie jest dobry i zna całą prawdę. Oddanie prawdzie i dobru swego życia jest obraniem tej samej drogi, którą szedł Jezus. Dlatego słusznie nazywamy życie chrześcijańskie po prostu naśladowaniem Chrystusa. Lecz idąc drogą życia z Chrystusem będziemy jednak musieli przeżywać powagę i trud wyboru, zagrożeń. Jednym z tych niebezpieczeństw jest materializm naszego czasu. Spotykamy go w różnych wydaniach – czy to jako pospolitą zachłanność na dobra materialne, swoiste ciułactwo czy wreszcie odstraszające skąpstwo.
Oczyszczając pole widzenia i życia z tych przeszkód stawiamy nasz los do dyspozycji Boga, tak samo jak Chrystus stanął posłuszny wobec woli Ojca. Człowiek bowiem nie powinien kręcić się dookoła samego siebie, ani szukać tylko siebie, lecz powinien zmienić kierunek, iść za Światłem w takim znaczeniu jakie wyraża św. Piotr: „Opuściliśmy wszystko i poszliśmy za Tobą” –  czyli odnaleźliśmy sens naszej egzystencji w Tobie. O skuteczności tego wyboru i kierunku mówi św. Jan: „Kto idzie za mną, nie będzie chodził w ciemności, lecz będzie miał światło życia” (8,12) .Chrystus jako sens życia i światło objawienia Bożego przebija wszystkie ciemności, uwodzącą propagandę i podstępne kuszenie. On jest źródłem siły i sensownego mądrego życia, a człowiek, który idzie za Nim nawet w sytuacji stanu kryzysowego odnajdzie nadzieję, pewność i radość.

SZCZĘŚĆ BOŻE.