17.12.2006 r. 3 Niedziela Adwentu

„Radujcie się zawsze w Panu; jeszcze raz powtarzam: radujcie się!”(Flp 4,4).

Moi Drodzy!

Duch radości Adwentowej.
Opowiada stara legenda, że Ewa opuszczając raj wzięła z sobą dzban radości. Ale na widok anioła stojącego z mieczem u bram raju, przelękła się i rozbiła ów dzban. Zostały z niego tylko skorupy.
Jest to tylko legenda. Obserwując jednak dzieje ludzkości, wydaje się, że w legendzie tej zawiera się niemało prawdy. W rzeczywistości, my wszyscy staliśmy się zbieraczami skorup radości. Podobnie jak istnieją zbieracze antyków i znaczków, obrazów i pamiątek, tak również są wśród nas poszukiwacze skorup radości. Wszyscy ustawicznie szukamy szczęścia.
Szukamy go wszędzie. Szukamy radości w oknach wystawowych czy w ekranie telewizyjnym; to znowu nęci nas najnowszy model samochodu czy wygodnie urządzone mieszkanie. Wabią nas piękne widoki i ciekawe podróże, lokale rozrywkowe czy loty kosmiczne.
Podobno kiedyś wielki poeta Dante stanął późnym wieczorem przed furtą klasztorną, zapukał i na pytanie: Czego szuka o tak późnej porze, odpowiedział: „Szukam radości!”
Szukamy jej i my, choć często ona nam się wymyka i ucieka, pozostawiając smutek i żal, gorycz i zniechęcenie do życia. Ucieka, choć ujrzeć ją możemy w twarzy i oczach małego dziecka; w twarzy biedaka spożywającego suchą kromkę chleba, w oczach męczennika. Widocznie musi ona gdzieś być, skoro ją widzimy i tak mocno jej pragniemy. Musi być nie w czymś, ale w nas. Musi być, bo jesteśmy wszyscy – Wezwani do radości.
Już naród wybrany w Starym Testamencie był wezwany do radości. Prorok Sofoniasz, żyjący siedem i pół wieku przed Chrystusem, patrząc na bałwochwalstwo, upadek wiary i sprzeniewierzenie się Bogu, zwraca się do swego ludu nie tylko ze słowami upomnienia i groźby. Z ust jego płynie pieśń radości: „Wyśpiewuj Córko Syjońska! Podnieś radosny okrzyk, Izraelu! Ciesz się i wesel z całego serca, córo Jeruzalem… Jahwe, Bóg twój, Mocarz pośród ciebie, On zbawi, uniesie się weselem nad tobą”.
Może słuchacze jego nie zdawali sobie sprawy z treści tych słów. Może i on sam nie rozumiał w pełni ich treści. To co dla nich było zapowiedzią, dla nas stało się rzeczywistością. Dlatego nie dziwimy się św. Pawłowi, że będąc w więzieniu, wzywa swych wiernych do radości. „Radujcie się zawsze w Panu; jeszcze raz powtarzam: radujcie się !… Pan jest blisko”.
Widocznie smutek i przygnębienie były udziałem nie tylko człowieka dwudziestego wieku, lecz zatruwały one klimat w pierwszych gminach chrześcijańskich. Widocznie zawsze pokutował jakiś dziwny pogląd, że chrześcijanin, to istota skrępowana zakazami i nakazami, pełna lęków i skrupułów, pozbawiona wszelkich radości. Oczywiście, życie prawdziwie chrześcijańskie nie jest łatwe i wygodne. Jest jednak radosne – choć nie beztroskie; intensywne – choć pełne wyrzeczeń; szczęśliwe – choć ofiarne.
Nasza religia jest religią radości. Jest „Dobrą Nowiną” przyniesioną nam przez samego Boga – Człowieka. Pierwsze słowa Chrystusowego orędzia, były wezwaniem do radości: „Cieszcie się i radujcie, albowiem wasza nagroda wielka  jest  w  niebie”  (Mt 5,12).  Kazanie  na  górze  to kodeks radości i doskonałości. Kodeks ten opiera się na miłości Boga i ludzi.
Chrystus – źródłem radości.
Nie mieszajmy jednak pojęcia radości z przyjemnością. Przyjemność pozostaje w sferze uczuć, radość to przeżycie ducha.
Nie można zbierać owoców, zanim się nie zasadzi i nie wyhoduje drzewa. Radość jest owocem miłości. Największą wartością, godną ludzkiej miłości jest Bóg, a w Nim i przez Niego ludzie i świat. W miarę jak wzrasta miłość ku Bogu i ludziom, wzrasta i prawdziwa radość. Mierna miłość przytłacza, wielka unosi i rozpala. Dlatego ludzie święci byli radośni. „Smutny święty – to naprawdę bardzo smutny obraz człowieka”.
Nie trzeba być jednak wyniesionym na ołtarze, by życie swe wypełnić radością. Wystarczy „wyjść z siebie”, ze swego małego „ja”, nastawić się na służbę innym, a radość spłynie do serca. Bo, im więcej dajemy – tym więcej otrzymamy; im więcej człowiek stara się sprawiać radości innym, tym więcej sam jej zakosztuje.
Pewna starsza niewiasta adoptowała dziecko. Zapytana, dlaczego to zrobiła, choć miała swoje dzieci, odpowiedziała: „Gdy moi synowie po kolei opuszczali dom i gdy życie moje stało się łatwiejsze – zdałam sobie sprawę, że nie jestem już tak szczęśliwa jak poprzednio. Najszczęśliwsze lata dla mnie – to lata najtrudniejsze, gdy razem z mężem ciężko pracowaliśmy, by zapewnić byt dużej rodzinie. Życie było ciężkie, ale pełne dziwnej radości”.
Radość zatem wcale nie wynika z posiadania luksusowego domu, czy wygodnie ułożonego życia w bezdzietnym małżeństwie. Nie stanowi jej także wysokie konto bankowe czy supernowoczesny samochód. Nie zasiada ona w wygodnym fotelu i na wysokim stanowisku. Wyrasta ona z czystego sumienia, rozwija się i wzrasta w klimacie miłości i dobroci wobec innych. W okresie przedświątecznym musimy zwrócić szczególną uwagę, by radości nie zagłuszyć, by jej nie przytłumić zewnętrznymi zbytecznymi troskami. Musimy uważać, by z przedświątecznej bieganiny nie pozostał nam jedynie smutek i niesmak.
Smutek paraliżuje życie – radość je potęguje. Smutek więzi człowieka – radość daje wolność. Smutek sprowadza choroby ciała i duszy – radość leczy. Smutek zaślepia człowieka – radość opromienia.
Panie, uczyń mię narzędziem radości. Spraw, bym nie myślał tylko o sobie, ale o innych; bym wlewał dobroć – tam gdzie panuje złość; miłość – gdzie nienawiść; wiarę – gdzie zwątpienie; pociechę – gdzie smutek; bym przeżywał  Twe  Narodzenie  w  sobie  i  w  innych.

SZCZĘŚĆ BOŻE.