16.09.2007 r. XXIV Niedziela Zwykła.

    
Moi Drodzy!

Jan Chrzciciel nauczając nad Jordanem, na widok zbliżającego się Jezusa powiedział: „Oto Baranek Boży, który gładzi grzech świata”. Przedziwne zestawienie. Pozornie nie do przyjęcia. Bo grzech świata to nie tylko rzeczywistość, ale i potęga. To przytłaczający ludzkość od tysiącleci ogrom zła, które zwycięsko kruszy wszystkie stawiane mu na drodze zapory. Jakiejże odwagi, jakiej siły potrzeba, by uderzyć na grzech świata. A cóż dopiero, by go zwyciężyć. Gdybyż to przynajmniej ten „lew z pokolenia Judy”, gdybyż to choć tamten Syn człowieczy, przychodzący w obłokach z wielką mocą i chwałą – ale Baranek ?

A jednak Jan miał rację. W Jezusie Chrystusie stanął wśród ludzi ktoś najradykalniej i najbardziej konsekwentnie atakujący grzech świata, łamiący jego przemoc i wybawiający swój lud z jego niewoli, a zarazem ktoś tak jagnięco łagodny wobec człowieka, który grzeszy. Właśnie dziś, do tamtego Janowego słowa „Baranek” pisze Ewangelia najpiękniejszy komentarz: „Zbliżali się do Niego wszyscy celnicy i grzesznicy, aby Go słuchać”.

Uczeni w Piśmie i faryzeusze gorszą się postępowaniem Jezusa. Dla nich jedną z reguł religijnego życia jest stara zasada rabinów: człowiekowi uczciwemu nie wolno się zadawać z bezbożnymi. A Ten nie tylko nie unika towarzystwa grzeszników, ale i zasiada z nimi do stołu, co już wskazuje na wielką zażyłość Ten bierze ich w obronę, umie doszukać się w nich dobra, którego inni nie widzą, obiecuje im królestwo niebieskie, odpuszcza im ich grzechy, a niektórych powołuje nawet do swojego otoczenia, czyni uczniami i współpracownikami.

Dla faryzeuszów wniosek jest tylko jeden: „Człowiek ten nie jest od Boga”. Wkrótce i samego Jezusa zacznie się zaliczać w poczet tych, z którymi się zadaje, i obrzucać najgorszymi przezwiskami: żarłok i pijak, bezbożnik i bluźnierca, oszust i złoczyńca, a nawet opętany przez złego ducha. W litanii tego rodzaju zarzutów i wyzwisk tytuł: przyjaciel celników i grzeszników brzmi omal jak pochwała. Jezus, który zdecydowanie broni się przed niektórymi z zarzucanych Mu czynów, nie protestuje przeciwko tej ostatniej nazwie, próbuje jednak – na użytek przynajmniej tych, którzy mają dobrą wolę – wyjaśnić sens swoich bliskich kontaktów z grzesznikami.

Zarzucono Mu, że mija się z wolą Bożą, szukając towarzystwa ludzi z religijnego marginesu. Jezus udowadnia, że rzeczywistość przedstawia się wręcz odwrotnie: Bóg tego chce i Bóg sam nieustannie to właśnie robi. Temu to zagadnieniu poświęcona jest cała dzisiejsza ewangelia. Przytoczono w niej trzy przypowieści Jezusa. Wszystkie one mają za cel ukazać człowiekowi, jak naprawdę wygląda postawa Boga względem grzesznika.

Na temat stosunku Boga do człowieka, który grzeszy, wypowiada się Biblia niejednokrotnie, naświetlając ten stosunek z różnych punktów widzenia. W Starym Testamencie padają często przy tej okazji słowa twarde i przerażające.

We wszystkich trzech przypowieściach grzesznik scharakteryzowany jest nie jako buntownik, występujący przeciwko prawowitej władzy, nawet nie jako ktoś wybierający świadomie zło, w miejsce dobra. Grzesznik to ten, co „zaginął”. On jest tą owcą, która z niewiadomych powodów odłączyła się od stada, on tą drachmą, czyli srebrną monetą, która gdzieś zapodziała się pewnej kobiecie, on tamtym synem, co to lekkomyślnie opuścił kochającego go ojca i zaginął w wielkim świecie.

Zgrzeszyć – to w oczach Boga „zbłądzić”, „zagubić się”, „odejść z domu”, „zginąć”. A więc raczej nieszczęście, strata i szkoda, niż zbrodnia.

Tym, który poniesioną stratę najbardziej bierze sobie do serca, jest właściciel zagubionej rzeczy. Wszystkie trzy przypowieści nie pozostawiają wątpliwości, że chodzi tu o Boga. Przez grzech Bóg traci niejako swoją własność, ponosi stratę w tym, co jest Jego, stwierdza odejście tego, co cenił i kochał.

Pierwsze czytanie dzisiejszej niedzieli opowiedziało nam o wybuchającym jak burza gniewie Jahwe przeciwko ludowi, który zgrzeszył. W przypowieściach Jezusa nie ma nawet śladu podobnych zachowań. Pasterzowi żal jest zagubionej owcy, kobieta nie macha lekceważąco ręką na straconą monetę, ojciec nie przestaje myśleć o synu, który go opuścił. Więc nie gniew, oburzenie czy chęć zemsty. Dominującym uczuciem jest tu wszędzie troska. Bóg nie przekreśla grzesznika, nie przemyśliwa nad tym, jakby go ukarać. Bóg jest o niego zatroskany, a to oznacza, że go wciąż jeszcze kocha. Ta miłość prowadzi do przedziwnych zachowań, przed których logiką lub raczej brakiem logiki stajemy zdumieni. Bo oto pasterz pozostawia bez opieki całe swoje stado i wybiera się na poszukiwanie tej jednej, głupiej i lekkomyślnej owieczki, która uciekła z owczarni. Kobieta przewraca całe swoje mieszkanie i szuka pieniążka, który zginął, choć przecież obyłaby się bez niego. Ojciec czeka niezmordowanie na syna, choć nikt mu nie zaręczył, że ten syn powróci. Mówi Jezus: któż z was nie zrobiłby tego samego ? Ale my wiemy, że tego się u nas raczej nie robi. My najczęściej skreślamy jako stratę to, co zginęło. Przekreślamy także ludzi, którzy zdradzili, zawiedli, którzy odeszli lub wybrali innych, pomijając nas. Nie ma już dla nich miejsca ani w naszym domu, ani w naszym sercu. To tylko tamten Wielki Właściciel, który kocha wszystko, co stworzył i nie cieszy się ze śmierci grzesznika, rozpoczyna ciągle od nowa poszukiwanie za tym, co odeszło lub zginęło, a gdy uda się Mu je znaleźć, serce Jego wypełnia ogromne, niepojęte dla nas szczęście. „Powiadam wam: … w niebie większa będzie radość z jednego grzesznika, który się nawraca, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie potrzebują nawrócenia” – ogłasza Jezus swoim uczniom.

Jest więc Jezus przyjacielem celników i grzeszników, ku zgorszeniu bogobojnych faryzeuszów, którym nie mieści się w głowie, że Bóg może kochać człowieka, który nie kocha Boga. Ale tak właśnie jest.

Tę miłość Boga, bogatego w miłosierdzie, który nie chce, „żeby zginęło jedno z tych małych” Jego dzieci, ukaże Jezus światu własnym zachowaniem wobec grzeszników. Będzie to zawsze miłość z tamtych trzech przypowieści o zagubionych: miłość wyrozumiała, szukająca, gotowa długo czekać, podejmująca każdy trud, by móc wreszcie powiedzieć któremuś tam ze znalezionych: „Synu, odpuszczają ci się twoje grzechy”.

Owco, która uciekłaś z owczarni, synu marnotrawny, który zgubiłeś samego siebie, czy już nie czas , by się dać wreszcie znaleźć ?

Szczęść Boże.