25.12.2007 r. Uroczystość Bożego Narodzenia

Uroczystość Bożego Narodzenia

    

Moi Drodzy!
Jak cicho, pokornie i niepostrzeżenie zaczynało się to, co miało być głośne, wielkie i olśniewające. Uboga stajnia na odludziu, zimna noc i dwoje znużonych wędrowców szukających schronienia wśród zwierząt, ponieważ ludzkie domy i ludzkie serca zamknęły przed nimi swoje drzwi. Nikły blask dalekich gwiazd, szelest rozścielonej na ziemi słomy i cisza przerwana nagle słabym, ledwo dosłyszalnym płaczem niemowlęcia. Oto wszystko! Oto cała zewnętrzna sceneria największego w dziejach świata wydarzenia!

Ale już za chwilę grudniowa noc rozbłyśnie światłem, a ten cichy płacz Dziecka, który dosłyszała może tylko matka, poderwie drzemiących na polu pasterzy, wyciągnie z ciepłych pieleszy mędrców Dalekiego Wschodu, przerazi Heroda i Jerozolimę i pójdzie w historię takim głośnym wołaniem, że usłyszą je głusi wszystkich czasów i z najodleglejszych zakątków świata powędrują na kolanach ku tej stajni, przez której bramę wyszła naprzeciw człowiekowi Nadzieja.

Nam, dwadzieścia wieków po narodzeniu Chrystusa, trudno sobie nawet wyobrazić, z jaką tęsknotą czekano kiedyś na to Dziecię w Betlejem i czego się po Jego przyjściu spodziewano.

W noc wigilijną liturgia wyciąga z zapomnienia stare pieśni proroków i każe im rozbrzmiewać na nowo wyczekiwaniem i nadzieją. Prorok Izajasz, „wieszcz wieszczów” Starego Przymierza, którego teksty towarzyszyły nam przez cały adwent, kreśli wizję Króla-Dziecka, Boga o wielu imionach. Jego przyjście zapoczątkuje na ziemi nową erę. Cóż to będą za czasy, te czasy Mesjasza! Światłość, dostatek, wesele, pokój… Cały Stary Testament żył taką właśnie nadzieją. Cały Stary Testament szedł uparcie, choć po omacku, ku tamtej wytęsknionej, wieszczonej przez wszystkich proroków chwili, w której „Dziecię się nam narodzi i Syn będzie nam dany, a na Jego barkach spocznie władza, a imię Jego: Bóg mocny…, Odwieczny Ojciec…, Książę Pokoju” (Iz 9, 5).

Co spełniło się z tych nadziei? Co przyniosła ziemi okryta tajemnicą noc Narodzenia?

Wielkim i jedynym posłannictwem tej nocy było oznajmienie światu dwu prostych, bogatych w nadzieję słów, że warto było od ich usłyszenia zacząć liczyć nową erę w historii. Te słowa, to: Bóg z nami!

W nich kryje się cały, najgłębszy i jedyny sens radości Bożego Narodzenia.

Bóg z nami. Świat nie jest już samotny. Nie jest pozostawiony sam sobie. W jego dzieje wszedł Bóg. A wszedł nie jako ktoś obcy, gość, obserwator czy nawet sternik lub zarządca, ale jako istota bezpośrednio i dogłębnie ze światem związana. Nie przestając być Bogiem, stał się człowiekiem, i przez to swoje człowieczeństwo wszedł w rodzinę ludzką. Wszedł – i już nie odejdzie. Ta jego obecność to dla świata niesłychany dar. Bóg jest mocą przeobrażającą; zmienia, bogaci, daje życie i wzrost wszystkiemu

Prorok Izajasz widział w proroczym natchnieniu, jak przyjście tego Dziecka przeobraża oblicze ziemi. Jak z niewolników czyni ludzi wolnych, jak naród kroczący w ciemnościach, jaśnieje, bo nad światem obejmuje rządy Książę pokoju (Iz 9, 1-5).

Ta wizja proroka to propozycja Boga, który przychodzi. To szansa, jaką w Jego osobie otrzymuje człowiek. Cały ten piękny, wolny, uciszony świat może naprawdę być naszą własnością, bo Pan jest z nami. Trzeba tylko pozwolić temu Bogu przeprowadzić swój program najprzód w nas, potem poprzez nas, w wielkiej rodzinie człowieczej.

Być może, wschodząca wraz z Dziecięciem betlejemskim nadzieja na lepsze jutro świata nie prędko zostanie urzeczywistniona. Złość bowiem i grzech człowieka potrafią budować takie zapory, że zagrodzą one drogę spieszącemu na nasz ratunek Bogu. Ale choćby przyszło iść w trudzie i udręczeniu, choćby z ludzkiej mowy nie zniknęły takie złowieszcze słowa, jak: niesprawiedliwość, ucisk, terroryzm, niewola czy wojna, nie będzie to już to samo, co przedtem. Bo tym razem jest z nami Pan.

Czemu więc boję się jutra? Czemu łamię się pod ciężarem przeciwności? Czemu tak łatwo tracę nadzieję? „Oto się wam dziś narodził Zbawiciel” (Łk 2, 11) – wołają aniołowie w Betlejem i na garści słomy ukazują Boga, który po to opuścił niebo, by być bliżej człowieka. Z Nim wszystko mogę! I znieść, i przeboleć, i pożegnać, i posiąść, i przemienić, i zbudować. Bylebym tylko w tę cudowną prawdę Narodzenia potrafił całym sercem uwierzyć. Bylebym tylko pod osłoną folkloru, sentymentu, rodzinnych tradycji i Bóg wie czego jeszcze dojrzał w świętach, które obchodzę, wyciągnięte ku sobie ręce Dziecięcia, które przychodzi być moim Zbawicielem, czyli tym, który chce i może mnie podnieść ponad moje małe, biedne, smutne i jałowe człowieczeństwo oraz uczynić uczestnikiem swojej Boskiej mocy i pełni. Optymistycznym akcentem nadziei można by zakończyć wigilijną wieść o Narodzeniu.

Ale ci, co ją głosili przed nami, co żyli w kilkadziesiąt zaledwie lat po cudzie w Betlejem, nie poprzestawali nigdy na samym tylko głoszeniu zbawczego faktu, choćby odmalowali go w najbardziej nawet porywający sposób. Wyciągali zawsze praktyczne wnioski, z którymi iść można w powszedni dzień.

Święty Paweł daje wszystkim wierzącym w Chrystusa taką właśnie prostą wskazówkę, jak odpowiedzieć na dar Narodzenia i czym wypełnić czas pomiędzy pierwszym przyjściem Pana a tym drugim, już ostatecznym, które zamknie kiedyś historię świata. Weźmy te jego słowa niby zapaloną w stajence lampę przewodniczkę: Bracia! „Ukazała się łaska Boga, która niesie zbawienie wszystkim ludziom i poucza nas, abyśmy wyrzekłszy się bezbożności i żądz światowych, rozumnie i sprawiedliwie, i pobożnie żyli na tym świecie, oczekując błogosławionej nadziei i objawienia się chwały wielkiego Boga i Zbawiciela naszego, Jezusa Chrystusa” (77 2, 11-13).

Szczęść Boże.