30.12.2007 r. Święto Świętej Rodziny: Jezusa, Maryi i Józefa

    

„Oto Ten przeznaczony jest na upadek i na powstanie wielu w Izraelu i na

znak, któremu sprzeciwiać się będą” (Łk 2,34).

Moi Drodzy!
Powoli, ale systematycznie włączał się Bóg w rodzaj ludzki. Poprzez Abrahama nawiązał kontakt duchowy z narodem wybranym. Czekał na zgodę Maryi i od Niej uzależnił swe Wcielenie. Do rodziny ludzkiej przyszedł poprzez Najświętszą Rodzinę w Nazarecie.

Nic dziwnego, że dziś, w pierwszą niedzielę po Bożym Narodzeniu, Kościół stawia nam przed oczy Maryję i Józefa wraz z Dziecięciem. Widzimy ich w świątyni. Udali się tam, by zadośćuczynić Prawu Mojżeszowemu. Bowiem „każde pierworodne dziecko płci męskiej będzie poświęcone Panu”. Minęli dziedziniec pogan, weszli na plac przeznaczony dla czcicieli jedynego Boga, a stąd przez bramę, zwaną Piękną – na dziedziniec niewiast. Tu kapłan odmówił przeznaczoną modlitwę, a Józef złożył ofiarę. Nikt na nich nie zwracał uwagi, bo podobnych było wielu. Zresztą, swym ubogim wyglądem nikomu nie imponowali.

Był jednak w świątyni ktoś, kto czekał na Nich od lat, również tego dnia. To starzec Symeon. „Był to człowiek prawy i pobożny, wyczekiwał pociechy Izraela, a Duch Święty spoczywał na nim. Jemu Duch Święty objawił, że nie ujrzy śmierci, aż zobaczy Mesjasza Pańskiego. Więc za natchnieniem Ducha przyszedł do świątyni”. Zadrżał chyba z radości na ich widok. Z uczuciem wdzięczności „wziął Je (Dziecię) w objęcia, błogosławił Boga i mówił: „… Teraz, o Władco, pozwól odejść słudze Twemu w pokoju, według Twojego słowa. Bo moje oczy ujrzały Twoje zbawienie, któreś przygotował wobec wszystkich narodów: światło na oświecenie pogan i chwałę ludu Twego, Izraela”. Zarówno on, jak i Anna prorokini, poczuli się szczęśliwi. Anna bowiem „przyszedłszy w tej właśnie chwili, sławiła Boga i mówiła o Nim wszystkim, którzy oczekiwali wyzwolenia Jerozolimy”.

Jednak ten akord radości przerwał zgrzyt. Symeon patrząc na Dziecię i Jego Matkę sięga myślą w przyszłość. Przenika bariery czasu i z ust jego padają słowa: ” …Oto Ten przeznaczony jest na upadek i na powstanie wielu w Izraelu i na znak, któremu sprzeciwiać się będą. A Twoją duszę miecz przeniknie, aby na jaw wyszły zamysły serc wielu.

Sprzeciwiano się Chrystusowi od początku i w przeróżny sposób. Próbowano mieczy Heroda i kamieni, kajdan i ciemnicy, oszczerstw i biczowania, cierni i krzyża. Tak zawsze było i będzie. Stał się On najkłopotliwszym Dziecięciem w rodzinie ludzkiej. Kłopotliwy był dla mieszkańców Betlejem i dla Heroda, dla Nazaretu i dla Jerozolimy, dla Piłata i dla Kajfasza, dla faryzeuszów i dla apostołów. Choć nie należał do żadnej partii, mimo to wszystkim się „naraził”. Dziś też jest kłopotliwy dla historyków i ateistów, wychowawców i polityków, dla różnych wyznań i religii…

Co więcej, stał się linią demarkacyjną i „barierą” dzielącą ludzi. Dziwna rzecz! Ten, który modlił się, aby wszyscy Jego wyznawcy „stanowili jedno” – podzielił ich… Podzielił rodziny i społeczeństwa… Historia każdego człowieka obraca się wokół Jego osoby i pisana jest na marginesie słowa: Chrystus.

Nikt też wobec Niego nie może być neutralny, obojętny. Bo nikt nie może być neutralny wobec prawdy, dobra, szczęścia czy miłości. A granica tego podziału nie idzie poprzez kolor skóry, drzewo genealogiczne, nawet nie poprzez umysł, ale przez serce. Dlaczego tak jest ?

Po prostu dlatego, że Chrystus był Bogiem i Człowiekiem. Jako Bóg-Człowiek włączył się w życie każdego z nas. „On jest przed wszystkim i wszystko w Nim ma istnienie. […] Zechciał bowiem Bóg, by w Nim zamieszkała cała Pełnia” (Kol 1,17-19). Stąd nic dziwnego, że jeżeli On jest światłością, to źle się wobec Niego czują synowie kłamstwa i ciemności. Istotna przyczyna leży w tym, że On zaatakował nasze pojęcia prawdy, dobra, szczęścia, życia… Zaatakował nasze ludzkie „ja”. Zdaje się mówić: Nie macie racji, nie jesteście bogami, idziecie złą drogą! A człowiek tego nie lubi. Jest wciąż wsłuchany w głos pokusy szatańskiej z raju: „Otworzą się wam oczy i tak jak Bóg będziecie znali dobro i zło” (Rdz 3,5)

Chrystus wszedł do ludzkiej rodziny, niejako „tylnymi drzwiami”, rodząc się w stajni. Uświęcił i zbawił własną Rodzinę. On jednoczył sobą Najświętszą Rodzinę; jednoczy też każdą inną, nadaje jej sens, wprowadza radość, pokój, miłość.

Poprzez Najświętszą Rodzinę Chrystus wyszedł na spotkanie z całą ludzkością; z religią swego narodu, jego świątynią i jej kapłanami. Ojciec i matka stwarzają atmosferę religijną w domu. To oni kształtują ideały w duszy dziecka, wprowadzają w życie wiary, w kontakt z Bogiem, Kościołem, sakramentami. Oni uczą modlitwy i pracy, ofiary i odpowiedzialności. Oni wychowują, a nie tylko hodują. Od nich zależy przede wszystkim, czy dom rodzinny będzie oazą czy piekłem, salonem i hotelem, czy prawdziwym domem – źródłem życia chrześcijańskiego.

„Najważniejszą według mnie rzeczą – mówi młoda dziewczyna – jest stworzenie pogodnej atmosfery w domu”.

Będzie taka atmosfera, gdy będzie w nim Chrystus.

Szczęść Boże.