13 lipiec 2008 r. XV NIEDZIELA ZWYKŁA

   

„Aby się nie nawrócili”.  „Bez wiary nie można podobać się Bogu”.

Moi Drodzy!

W dzisiejszej Ewangelii Chrystuscytuje słowa proroka Izajasza, który  żył około 700 lat przed naszą erą. I już wtedy znał ten prorok ludzi, co to oczy mają i uszy, i serce, a nie widzą, nie słyszą, nie myślą. Dlaczego? Tu odpowiedź jest
straszna: „aby się nie nawrócić”! Okropne słowo. Źle postępują, ale uwag żadnych nie przyjmują, aby się nie nawrócić! Tak było dawniej. A dziś? Dzisiejszy człowiek też jest biedny: wciąż chodzi, szuka, goni. Czego brakuje? Chleba dla ciała? Raczej dla duszy. Nauki Bożej potrzebuje. Żyje w ignorancji.
Nie widzi, bo nie chce widzieć. Słowo Boże brzmi na ambonie, ale w życie nie wchodzi. Czy Bóg zasłużył na to, by był ignorowany? Na darmo przelewał krew? Dla kogo założył Kościół? Niebo przygotowane, dla kogo? Siewca wyszedł siać. Siewcy Słowa Bożego pracują. Czy rozumiemy dobrze? Słowo Boże – Bóg! Dla Słowa Bożego i dla Boga ta sama cześć! Wyraźnie mówi św. Augustyn: „Kto by znieważył Słowo Boże, miałby tę samą winę, jak ten, który by z niedbalstwa upuścił na ziemię Najświętszą Hostię”. I są ludzie, którzy nie chcą Słowa Bożego! Nie chcą słyszeć, nie chcą myśleć, aby się nie nawrócić!
Kiedyś Izraelici przyszli do Gedeona i rzekli: „Panuj nad nami: ty i twój syn, i twój wnuk; ponieważ wybawiłeś nas z rąk Madianitów”. A Gedeon pięknie odpowiedział: „Nie ja ani mój syn, ale Bóg będzie panował nad wami”. Nie ja, ale Bóg! Gedeon miał wiarę. Wiedział, że bez wiary nie można podobać się Bogu! Pamiętajmy: Nie ziemia daje rozkazy niebu, ale niebo ziemi!
Gdy ziarnko Słowa Bożego padnie na duszę i zostanie przyjęte, zapuszcza korzenie, wyrasta w wielkie postanowienie i wchodzi w życie. Wiara wtedy się wzmacnia i czasem na całe życie przynosi szczęśliwą zmianę w człowieku. Ale Słowo Boże trzeba przyjąć, zapamiętać, wprowadzić w życie. Kto tego nie zrobi, zawsze będzie miał w sercu zimną pustkę.
Pewna pani pisze do poradni parafialnej: jest bardzo nieszczęśliwa, bo czuje samotność i nie może od niej uciec, i nie wie, czego się chwycić. Przechodzą dni, miesiące. Książki, ludzie, polityka, nic jej nie pomaga. Prosi o radę. Przyszła odpowiedź. Bardzo doświadczona osoba pisze: „Proszę pani, to nie samotność to wewnętrzna pustka, którą trzeba zapełnić czymś poważnym. Niech pani odmówi bardzo powoli jedno <wierzę w=”” boga=””> i pomyśli nad każdym słowem! Niech pani zacznie wierzyć! Wiara da pani tyle myśli, że już nigdy pani sama nie będzie!”
Tam gdzie jest wiara.  Mówimy „niewierny Tomasz”. Właśnie dlatego chcę o nim coś powiedzieć, abyśmy go lepiej znali. Po zmartwychwstaniu ukazał się Pan Jezus Apostołom. Wszyscy się uradowali i uwierzyli. Ale Tomasza nie było. Kiedy przyszedł, mówią mu: „Widzieliśmy Pana”. Ale Tomasz pozostał nadal w żałobnym nastroju: Uwierzy, gdy Go zobaczy na własne oczy i ręką dotknie ran Jezusowych! Co się dziwić? Apostołowie widzieli. Tomasz też chce widzieć. Rozstrzygnie sprawę Sam Pan Jezus.  Przyszedł specjalnie dla Tomasza.
I mamy teraz słowa Tomasza i słowa Jezusa. Jezus mówi: „Uwierzyłeś,  ponieważ  ujrzałeś.   Błogosławieni,  którzy  nie widzieli, a uwierzyli”. Czy Pan Jezus, mówiąc te słowa, nie myślał o nas? Chyba tak. Bo my, tak jak miliony wyznawców Chrystusowych, nie widzieliśmy, a jednak wierzymy.
I błogosławionymi nazywa nas Pan Jezus! A Tomasz? On jest tu wspaniały. Widział, ale uwierzył także w to, czego nie widział. „Pan mój i Bóg mój”. Widzi chwalebne człowieczeństwo, ale wyznaje także Bóstwo, którego nie widzi. A więc według myśli Jezusa jest także błogosławionym, bo widząc człowieczeństwo wierzy równocześnie w Bóstwo Jezusa. A te dwa cudowne jego słowa: Pan mój i Bóg mój! ustalają naszą wiarę. I z tymi dwoma słowami Tomasz pójdzie w daleki świat. Historia milczy. Ale Tradycja mówi, że był w Persji, u Partów, u Medów, a ostatnie lata pracował w Indiach, gdzie król skazał go na śmierć, bo głosił naukę, która się królowi nie podobała. „Pan mój i Bóg mój”! Wiara Tomasza była mocna; żywa, jasna, heroiczna. Umarł dla Boga. A Bóg nasz jest Bogiem zwycięstwa!
Tam gdzie wiary nie ma! Może znamy takich, co mają jeden tylko cel w życiu: aby się nie nawrócić. W Brazylii długo się ukrywał zbrodniarz wojenny.    Aresztowano go po jakimś czasie. Polska,  Niemcy,  Izrael żądają jego ekstradycji.  A on, G. Wagner, wie o tym, że będzie sąd i kara. Myśli: samobójstwo to najlepsze rozwiązanie. Nie ma rewolweru, więc po prostu: rozgniecie własne okulary i połknie stłuczone szkło. To się nie udaje. Łatwiej było zabić setki tysięcy niewinnych ludzi niż  zniszczyć swoje własne życie. I co teraz? Czy pomyśli o Bogu? O duszy? O wieczności? Jakie wychowanie mieli zbrodniarze wojenni? Aby się tylko nie nawrócić! Dziś wiemy, jakie zasady wychowania miał Hitler. Sam ochrzczony i wychowany w religii katolickiej, jako młody człowiek odrzucił Boga, wiarę, Kościół i wmówił sobie, że on, Hitler, stoi ponad wszystkim. W roku 1933, a więc 6 lat przed rozpętaniem wojny światowej, wygłosił do rodziców takie przemówienie: „Twoje dziecko jest twoim do 7 roku życia, potem do nas należy! W moich zamkach edukacyjnych wyrośnie młodzież, przed którą zadrży świat. Młodzież gwałtowna, zaborcza, okrutna. Musi ona być wyzwolona z zabobonu, jakim jest wiara, i z sumienia, tego judejsko-chrześcijańskiego przeżytku! Chcę widzieć w oczach tej młodzieży błysk dzikiego zwierzęcia, przed którym zadrży cały świat”. – Tak mówił Hitler. I osiągnął cel: świat drżał, a Hitlerowi zdawało się, że Bogu będzie mógł rozkazywać! Skończył haniebnie i nie miał nawet czasu powiedzieć Bogu, że się pomylił. Nie miał czasu… Skończył, aby się nie nawrócić!
Żyjemy, aby umrzeć. Umieramy, aby żyć wiecznie. To życie wieczne może być wiecznie szczęśliwe. Czy myślimy o tym? Za krótki wysiłek na ziemi, nigdy nie kończące się szczęście w niebie! To daje Bóg! Ale, bez wiary nie można podobać się Bogu!  Pamiętajmy.
Szczęść Boże.