16 listopad 2008 r. 33 Niedziela Zwykła

   

Moi Drodzy!

Dzisiejsza ewangelia mówi o bogatym panu, który wyjeżdżając na dłuższy czas, zostawił poszczególnym swoim sługom sporą sumę pieniędzy. Starożytny talent wynosił w przybliżeniu 30 do 40 kilogramów srebra lub złota, w zależności od tego, o jaki talent chodziło. Pięć talentów, to duży majątek. A tyle dostał sługa pierwszy. Dla drugiego przeznaczono dwa talenty, dla trzeciego tylko jeden. Ludzie nie są obdarowywani jednakowo. Ani przez Boga, ani przez naturę, ani przez los. Tak już jest i nikt tej sytuacji wyjściowej nie zmieni. Zresztą nie to jest najważniejsze, ile się wzięło, ale co się z otrzymanym darem zrobiło. Bo ewangeliczny pan z Jezusowej przypowieści, wyjeżdżając z domu, bynajmniej nie zamierza robić komuś prezentu ze swojego majątku. Zostawia wprawdzie swoim zarządcom wiele, ale do każdej z pozostawianych sum dołącza zobowiązanie. Łukasz ewangelista, relacjonujący tę samą przypowieść, tak ją formułuje: „Zarabiajcie nimi, aż wrócę”. Ani zdrowie, ani uroda, ani pomyślne warunki zewnętrzne, wśród których, być może, przychodzi komuś żyć, ani tym bardziej łaska wiary i przypuszczenie nas do współudziału w wielkiej rodzinie Chrystusowego Kościoła nie są darmowymi i do niczego nas nie zobowiązującymi prezentami, z którymi wolno nam robić, co się komu podoba. „Gospodarzcie mądrze i uczciwie tym wszystkim, mówi do nas Bóg, aż do czasu, kiedy powrócę i zażądam rachunku”. Co to znaczy: dobrze i uczciwie gospodarzyć? Gospodarzyć to przede wszystkim nie zmarnować otrzymanych darów, nie odsprzedać za bezcen obcym. Cudze dobro powinno być pieczołowicie strzeżone. Czy wszyscy to robimy? Nie trzeba daleko szukać, by znaleźć aż nazbyt wielu ludzi, co to za czcze obiecanki czy mgliste nadzieje oddali lekkomyślnie swą wiarę w Boga, swoją przynależność do Kościoła lub narodu, swoje zasady moralne, swoje dotychczas prawe sumienie. U innych znowu otrzymane: zdrowie, zdolności, majątek, poszanowanie u ludzi, własne i cudze szczęście, zaprzepaścili lenistwem lub zagubili w pogoni za pieniądzem. Gdybyśmy tak umieli zdobyć się na chwilę skupienia i refleksji, a mieli przy tym odwagę spojrzenia prawdzie w oczy, wówczas ujrzelibyśmy, że i w naszym własnym życiu dużo bezcennych darów natury i łaski, gdzieś się bezpowrotnie zapodziało, zostało odsprzedane oszustom, za jakiś fałszywy czek bez pokrycia, za ułudę. A przecież nie była to nasza wyłącznie własność, nasz osobisty majątek, nie podlegający rozliczeniu przed nikim. Sprzeniewierzyliśmy depozyt, o który kiedyś upomni się właściciel. Słudzy z dzisiejszej ewangelii wiedzieli dobrze, że otrzymane od pana pieniądze nie mogą zostać zaprzepaszczone. Toteż z otrzymanych talentów nie uszczknął żaden z nich ani grosza. Dlaczegóż więc nie wszyscy zostali po powrocie właściciela pochwaleni i wynagrodzeni? Stało się tak dlatego, ponieważ znalazł się wśród nich jeden, który sądził, że panu wystarczy, gdy otrzyma tylko tyle, ile pozostawił odjeżdżając. Ale pan powiedział wyraźnie: „Zarabiajcie tym, co wam daję, aż powrócę”. Zarabiać, to nie tylko nie stracić otrzymanych pieniędzy, ale też nie zakopywać ich bez pożytku w ziemi. Zarabiać to uczciwie i rozumnie gospodarzyć pieniądzem, żeby otrzymaną sumę zwielokrotnić. To tylko w niektórych systemach ekonomicznych, praktykowanych na świecie, „gospodarowanie” polega na tym, że co roku jest mniej. Normalnie majątek, którym się gospodarzy, powiększa się. Ziarno rodzi więcej ziarna, trzoda staje się liczniejszą i dorodniejszą trzodą, pieniądz przynosi nowy pieniądz. Takiej gospodarki oczekiwał odjeżdżający właściciel i tak też gospodarzyli jego dwaj pierwsi zarządcy. Jedynie temu trzeciemu przyszło, nie wiadomo dlaczego, do głowy, że najbezpieczniej będzie nie robić nic.  Otrzymanego pieniądza nie stracił, nie dał sobie ukraść. Ale też go i nie pomnożył. I za to spotkała go kara. Nie dziwmy się oburzeniu właściciela. My sami bylibyśmy także bardzo niezadowoleni, gdyby tak z ziarna, które wsialiśmy w ziemię, wyrósł nam na żniwa kłos o jednym tylko ziarnie, gdyby z oddanych do banku pieniędzy zwrócono nam po latach taką samą sumę, jak ta, którą włożyliśmy, bez dopisania odsetek.
Wszystkie dary, zarówno natury, jak i łaski, otrzymaliśmy od Boga w tym celu, by w nas rosły i powiększały się, by owocowały coraz obficiej, zarówno dla naszego dobra, jak i dla pożytku innych. i że żaden wzrost nie dokonuje się ot tak, sam z siebie, „zarabianie”, którego żąda od nas pan, oznacza wysiłek, troskę, czujność i nieustanną pracę z naszej strony. Otrzymanym dobrem trzeba „gospodarzyć”.
Kto nie wkłada wysiłku w pomnażanie otrzymanych talentów, popełnia grzech zaniedbania. Jest to taki sam  grzech, jak każdy inny. Owszem, nieraz bardziej jeszcze niż tamte szkodliwy i niebezpieczny. Nie rodzi on bowiem u wielu ludzi żadnych wyrzutów sumienia, żadnych skrupułów i zastrzeżeń natury moralnej. Pozwala spokojnie spać i omal niepostrzeżenie rośnie w coraz większe brzemię zaniedbań i zmarnowanych szans, których już nigdy nie da się odrobić. Ciężko będzie iść kiedyś z takim garbem na plecach na ostatni, czekający nas obrachunek.
Pierwsze czytanie dzisiejszej niedzieli pełne było pochwał dla zapobiegliwej, pracowitej i gospodarnej niewiasty. Dom zadbany i zasobny, służba syta i zadowolona, spichlerze i komory pełne wszelkiego dobra i mąż pękający z dumy, jaką to dobrą i gospodarną znalazł sobie żonę. Chwali ją również natchnione przez Boga Pismo święte i stawia za wzór zarówno tym, co otrzymali pięć talentów, jak i tym, którym dano tylko dwa. Przede wszystkim jednak nauczyć się mogą od owej zapobiegliwej niewiasty ci, co to dąsają się na Boga, że dał im tylko jeden, jedyny talent. I tym jednym, pozornie małym darem zadziwić można świat i kupić sobie za niego niebo.
Im bliżej końca roku kościelnego, tym usilniej napomina nas liturgia, by robić bilans życia, spłacać zaciągnięte długi i gromadzić tego rodzaju skarby, które ostoją się w dniu przyjścia Pana. Nie zapominajmy uwzględnić w tym bilansie i naszych, jakże licznych, grzechów zaniedbania. Ale choćby ogólne podsumowanie życia wypadło z tego powodu ujemnie, a nawet tragicznie, nie traćmy nadziei.
Jeszcze jest czas. Jeszcze obejmują nas nie karzące ręce Sądu, ale cierpliwe ramiona Miłosierdzia. Jeszcze na mizernie zieleniejącą się rolę serca pada nieskąpo rosa niebieskiej łaski. Jeszcze w zasięgu ręki. Na ołtarzu, czeka na nas dar, który ceną swoją wyrównać może i przekreślić każde ujemne saldo życia.
Niech ten dar, dar wydanego dla nas Ciała i za nas przelanej Krwi, stanie się już dziś dla każdego uszczęśliwiającym i bogacącym nabytkiem i niech zasłoni wszystkich, jeszcze do wczoraj niedbałych i leniwych, przed nadchodzącym gniewem wielkiego dnia rozliczenia.

Szczęść Boże.