05 lipiec 2009 r. XIV Niedziela Zwykła

  

Moi Drodzy!

Chrystus dziwił się ich niedowiarstwu.
Tak bardzo człowieczeństwo Jezusa stanęło na przeszkodzie Nazaretańczykom. Nie chcieli, nie mogli uwierzyć. Widzieli Go przecież dzieciakiem. Widzieli jak chodził do szkoły synagogalnej. Widzieli Jego wysiłki. Jego pot. Jego pracę. Jej owoc. Słyszeli Jego śmiech i Jego płacz. Widzieli Jego głód sycony chlebem wypieczonym przez matczyne ręce. Ręce Matki, Gospodyni domu. Doświadczyli tak dalece człowieka, tak się wpatrzyli w Jego ludzkość, że nie mogli już dostrzec w Nim bóstwa. Zwyczajność tak dalece wzięła górę, że przesłoniła sobą wszystko. Gdy natomiast w synagodze ich odezwał się Mistrz, Słowo Boże, mieli aż nadto argumentów, by Go nie uznać. Wszystko to, co w Nim dostrzegli, świadczyło o tym, że jest tylko człowiekiem. Aż On począł się dziwić ich niedowiarstwu.
Wciąż grozi nam jednostronność. Sprawia to nasza ciasnota myślenia. Stąd prawdziwa ludzkość kłóci się według naszych rozumień z bóstwem. Prawdziwe bóstwo natomiast jawi się nam jako coś tak nadzwyczajnego, że nie pozostaje już miejsca dla ludzkości. Stąd i Jezus Chrystus, Bóg Człowiek, uznawany jest raz jako jedynie człowiek, innym razem jako tylko Bóg o pozornym ciele. Tak było w historii naszej religii, historii dogmatów chrystologicznych. Tak w każdym z nas. Albo Go tak wynieśliśmy w naszych oczach na wyżyny bóstwa, że ciągle oglądamy Go tylko i wyłącznie w kształtach boskich. Albo tak zafascynował nas jakiś szczegół z Jego prawdziwie ludzkiego przejawu życia, że nie możemy się temu nadziwić i mamy kłopoty z interpretacją tego faktu. A On nie mniej jest prawdziwym Człowiekiem, niż prawdziwym Bogiem.
Trudno jest w sobie odkryć boski pierwiastek. Bo doświadczamy ciągle tego czego doświadczał apostoł narodów. Z jednej strony przeżywał ogrom objawień, z drugiej natomiast czuł obecność wysłańca diabelskiego, który bił go pięściami po twarzy. Apostoł czuł wyniesienie swoje, czuł też upokorzenie. To go uczyniło mądrym. Zrozumiał wreszcie, że moc w słabościach się doskonali. Że chlubić się może tylko ze swych słabości, aby zamieszkała w Nim moc Chrystusa. Że musi i to będzie aż nadto, wystarczyć mu łaska Boża. Że więc człowiek jest pozorną sprzecznością. Jest podzielony miedzy dwa bieguny, moc i słabość, bóstwo i człowieczeństwo. Bieguny te nie rozrywają go, lecz powodują wzrost. Dają owoc działalności.
Kiedy czytamy o początku historii Mojżesza, dostrzegamy jak w jego maleńką jeszcze historię, bo historię niemowlęcia, wnika obecność boża. Obecność ta jako opatrzność będzie mu towarzyszyć aż po górę Nebo, gdzie zostaną złożone zwłoki Mojżesza, męża Bożego.
Obecność Boża jest we mnie. Raz ją dostrzegam wyraźniej, innym razem w ogóle nie widzę. Aż się dziwię. Aż On się dziwi mojemu niedowiarstwu.

Szczęść Boże.