23 sierpień 2009 r. XXI Niedziela Zwykła

Czy i Ty chcesz odejść?

Moi Drodzy!
Kiedyś przyjdzie to i na nas, rozstrzygnąć: tak lub nie. Opowiedzieć się za lub przeciw. Pozostać czy odejść.
Prawdy wiary nie są na ogół przykrojone do pojemności naszego rozumu, a tym bardziej do zachcianek rozkapryszonego serca. Ileż razy, czytając Ewangelię, słuchając kazania czy dowiadując się o moralnych wymaganiach Kościoła, podrywa się  gdzieś tam, w głębi naszego „ja”, tamten sprzeciw: „Trudna jest ta mowa. Któż jej może słuchać?”
Ten odruch buntu stanowi niestety dla niektórych okazję do tragicznej decyzji: „Odtąd wielu uczniów Jego się wycofało i już z Nim nie chodziło”. Od szeregu lat jesteśmy świadkami nasilonej emigracji z Kościoła.
Jedni opuszczają go, ponieważ jest ich zdaniem zbyt tradycyjny, wczorajszy, zasuszony w archaicznych formach, niemożliwy do przyjęcia przez współczesnego człowieka.
Drudzy odchodzą zgorszeni jego nowoczesnością, reformami, dialogiem ze światem, odrębnością od tego, co było kiedyś. Dla niektórych kamieniem obrazy jest doktryna: zmartwychwstanie ciał, wieczne piekło, wcielenie, dogmat o niepokalanym poczęciu lub wniebowzięciu Najświętszej Maryi Panny, Eucharystia, spowiedź, cuda, objawienia… Inni dość nawet gładko przełykają całe Credo, odstrasza ich natomiast kodeks moralny Kościoła: nierozerwalność małżeństwa, zakaz antykoncepcji, czystość przedślubna i stosunek do seksu w ogóle, obowiązek przebaczania i miłości nawet własnego wroga, konieczność nawrócenia i pokuty.
Pracowici socjologowie religii dokładnie nam już poobliczali, ilu to wiernych w wyniku takiego ,,zgorszenia się” dogmatem lub etyką, w niektórych krajach lub środowiskach, głównie Zachodu, złożyło oficjalny wniosek o wystąpienie z Kościoła. Cyfry są zatrważające.
Gdzie indziej nie zrywa się formalnie z katolicyzmem. Zrywa się natomiast z dotychczasową praktyką wiary, z życiem religijnym, ze swoją organiczną przynależnością do wspólnoty parafialnej. Odchodzi się w obojętność i chłód, czasem w pretensje, dąsy, złośliwą krytykę. „Żydzi szemrali przeciwko Niemu”.
We wszystkie tego rodzaju postawy można się wplątać. Można się dać nimi omotać. I to wcale nie z powodu jakiegoś nieostrożnego kontaktu z sekciarzami lub ludźmi, którzy odpadli od Kościoła. W nas, w nas samych drzemie zarzewie buntu. Nasze racjonalistyczne nastawienie, nieufne względem wszystkiego, co pachnie wiarą, nasze zadomowienie w doczesności, w której ostatecznie nie jest nam źle, nasze zaufanie w geniusz własnego umysłu i dobroć naszej woli oraz tysiące innych jeszcze czynników mogą któregoś dnia rzucić iskrę na nagromadzone prochy.
Prawdopodobnie żadnemu z wierzących nie bywa oszczędzona ta próba z Kafarnaum: Czy i wy chcecie odejść?”
Jezusa martwi słaba wiara uczniów. Przed chwilą skończył im mówić o chlebie życia, o swoim Ciele i swojej Krwi, które im zostawi jako pokarm na długiej drodze pielgrzymowania ku ojczyźnie. Nie pojęli. Nie zachwycili się. Nie zapragnęli.
Zgubili serce w dociekaniach: jak On może mówić, że jest chlebem z nieba? Jak On może nam dać swoje ciało do spożycia?
A przyjdą jeszcze większe próby. „To was gorszy?” – mówi Jezus do słuchającej go rzeszy. Cóż dopiero będzie, „gdy ujrzycie Syna człowieczego, jak będzie wstępował tam, gdzie był przedtem”.
Przed zamyślonym wzrokiem Jezusa jawi się krzyż, na którym już wkrótce podniesione zostanie Jego ciało, umęczone „za życie świata”. Pierwsze czekające Go „wniebowstąpienie”, pierwszy krok na drodze powrotu tam, gdzie był przedtem. Gdzie będą w nadchodzącej godzinie największej próby ci, którzy już dziś łamią się pod brzemieniem nie zdarzeń, ale słów? Jezus wie, gdzie będą, a dla nas zapisze to ewangelista Mateusz: „Wtedy wszyscy uczniowie opuścili Go i uciekli”. Jeżeli żadnemu z apostołów nie została oszczędzona próba wiary, to nie łudźmy się, że zostanie ona oszczędzona nam. Każdy więc kiedyś usłyszy to pytanie z Kafarnaum: „Czy i ty chcesz odejść?”
Pytanie Chrystusa skierowane do mnie, postawi moją wolę przed wyborem. Wyborem, który jest trudny i który kosztuje. I będziesz musiał odpowiedzieć sobie, kto dla ciebie jest ważniejszy i kto pierwszy:
Bóg czy stworzenie? Prawo Chrystusa czy zachcianka ciała? Wieczne „dziś” czy teraźniejsze wyżywanie się w świecie?
W pierwszym czytaniu dzisiejszych czytań liturgicznych słyszeliśmy o próbie, przed którą postawił swoich słuchaczy biblijny Jozue: „Gdyby się wam nie podobało służyć Panu, to rozstrzygnijcie dziś, komu służyć chcecie: czy bóstwom, którym służyli wasi przodkowie po drugiej stronie Rzeki, czy też bóstwom Amorytów, w których kraju zamieszkaliście? Ja sam i mój dom służyć chcemy Panu! „To właśnie trzeba kiedyś świadomie i odpowiedzialnie rozstrzygnąć: komu będziesz służył ty i twój dom.
Dwunastu, usłyszawszy skierowane do siebie, tam w Kafarnaum, pytanie, czy chcą odejść, czy też zostać, odpowiedziało ustami Piotra: „Panie, do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego. A myśmy uwierzyli i poznali, że Ty jesteś Świętym Boga”.
Po głowie Piotra snuło się tyleż samo pytań i wątpliwości, co po głowach innych uczniów. Dlaczego więc nie odszedł? Przed apostazją uratowała go wiara i miłość. Jezus był tym jedynym, któremu ten prosty człowiek znad jeziora Genezaret wierzył i którego kochał. Ale dopiero teraz, kiedy kazano mu wybierać, zrozumiał, że poza tym Jednym, którego kiedyś wybrał, nie ma już nic do wybierania. Więc z największym przekonaniem potwierdził ten wybór. Jego rozbrajające „do kogóż pójdziemy” brzmi jak kapitulacja. Odejść się nie da. Nie ma po prostu gdzie.
„Ja sam i mój dom służyć chcemy Panu” (Jozue) .
Gdy nachodzić cię zaczną pokusy przeciwko wierze, gdy w twoim umyśle chwiać się zacznie wszystko, co dotąd uważałeś za trwałe i nie budzące wątpliwości, gdy Ewangelia wyda ci się „tajemniocza”, a polecenia Kościoła zaczną działać na nerwy, zachowaj spokój i trzeźwość. Uświadom sobie, że stawka idzie nie o jakieś tam jedno czy drugie twierdzenie teologiczne, nie o jeden czy drugi przepis kodeksu moralnego, nie o jedną czy drugą łzę, pogniewanego na Boga serca. Ale idzie o wszystko. O „dziś” i o ,,jutro”. O bycie z Chrystusem lub odejście od Niego, ponieważ On nie zatrzyma przy sobie ucznia, który Mu wierzy tylko czasem i tylko w niektórych rzeczach. Przywołaj więc na pomoc całą przeszłość, która cię z Nim łączy, wszystkie jasne dni, kiedy wam było z sobą dobrze, i uświadomiwszy sobie, że nie ma gdzie odejść, powtórz za Piotrem: „Do kogóż pójdę? Tylko Ty masz słowa życia wiecznego”  .
Wątpliwości może się przez to jeszcze nie rozwieją. Trudności nie ustaną. Ale ty pozostaniesz przy Chrystusie. A o to tylko chodzi.

Szczęść Boże.