11 kwiecień 2010 r. II Niedziela Zmartwychwstania Pańskiego Niedziela Miłosierdzia Bożego

 

 

 Moi Drodzy!
Bóg objawia się człowiekowi przez swoją miłość. Również człowiek stworzony na obraz i podobieństwo Boga, który jest miłością, staje się w pełni sobą jedynie wtedy, gdy kocha.
Ponieważ grzech osłabił jego zdolność miłowania, w szczególności zatarł w człowieku obraz Stwórcy miłującego i godnego miłości, dlatego Bóg  objawił się człowiekowi jeszcze raz i jeszcze dobitniej powiedzieć mu, że go bardzo umiłował. „Syna swego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne”. Jezus przychodzi przez zamknięte drzwi, aby ludziom przypomnieć, że nie powinni nigdy tracić nadziei. Zamknięte drzwi to przeróżne obawy i lęki.  Chrystus  mówi:  „Pokój wam, nie lękajcie się”.  Ja jestem.
Uwierzcie, że w świecie jest obecna miłość. I że ta miłość jest potężniejsza od jakiegokolwiek zła, w które uwikłany jest człowiek.
Uwierzyć w taką miłość, znaczy uwierzyć w miłosierdzie. Miłosierdzie jest bowiem nieodzownym wymiarem miłości, jest jakby drugim jej imieniem, a zarazem sposobem jej działania wobec wszelkiego rodzaju zła i udręczeń, które w różny sposób dotykają człowieka. Wdzierają się one nieraz głęboko do serca, powodując cierpienie, tym dotkliwsze, gdy człowiek gubi poczucie sensu życia.
Otworzyć się na miłosierdzie,  to znaleźć się w nowej sytuacji, dostrzec Boga w swojej codzienności, w tym co przeżywamy, podjąć jeszcze raz trud kształtowania i przekazywania motywów nadziei.  Miłosierdzie bowiem nie jest sobą, jeśli nie zmierza do czynnej pomocy komuś, kto nie potrafi lub komu bardzo trudno znieść nękające go cierpienie.
W miłosierdziu człowiek poznaje drugiego człowieka w jego godności i nieszczęściu zarazem, a zaradzenie potrzebom jest konsekwencją współczucia. Miłosierdzie jest znakiem wierności Temu, który do końca umiłował każdego człowieka. On posiada klucz do ludzkich serc. Chrystus wie „co jest w człowieku”. On jeden! A dzisiaj człowiek tak często nie wie, co w nim jest, co jest w głębi jego umysłu i serca.
Tak często pyta: dlaczego cierpię, za jakie grzechy to mnie spotkało?
Szarpie nim niepewność, która niekiedy przeradza się w rozpacz.
W tym okresie świątecznym pozwólmy Jezusowi mówić do człowieka, bo On  przynosi przebaczenie grzechów.
Przez swoje zmartwychwstanie pokazał, że śmierć została pokonana.
Przeszedł przez grób i z grobu wrócił żywy. I jeszcze raz pochylił się nad człowiekiem, nad tym wszystkim, co człowiek, zwłaszcza w chwilach trudnych i bolesnych, nazywa swoim losem.  Chrystus umarł za ciebie, ratuje cię od depresji i gniewu! Jeżeli domagasz się miłości zastanów się nieraz, komu ją dałeś w takim wymiarze, w jakim chciałbyś ją otrzymać?
Wobec kogo jesteś bez winy, abyś miał prawo domagać się miłości wobec siebie?
Stoi przed nami Chrystus z ranami na dłoniach, każe nam włożyć rękę do przebitego boku,  abyśmy jeszcze raz uwierzyli w Jego miłość i uwolnili się od lęku, który jak spaliny nas zatruwa. Chrystus, nawet w ciemnościach, z głębi pękającej ziemi, zmartwychwstaje!
Jest gotów do dźwignięcia każdego człowieka, który Mu zaufał! To Chrystus cierpi, kiedy my cierpimy. Nie mamy się co skarżyć. Możemy jedynie dzielić się tym cierpieniem, ze względu na Boga, dla zbawienia własnego i naszych braci.
Od tego momentu, gdy Bóg stał się człowiekiem, cokolwiek uczynimy jednemu z tych najmniejszych, czynimy samemu Chrystusowi. Zmieniony opatrunek, ściszone radio, bo ktoś zasnął po nieprzespanej z powodu bólu nocy, słowo dobre, a nie mówienie wciąż o chorobach,  to usłużenie Chrystusowi.
Ale zaniedbanie pomocy, jest odmową uczynioną samemu Bogu. Kiedy w to uwierzę, jakże mam Go nie kochać, jeśli tylko miłość uwalnia mnie od lęku, miłość Boga uwalnia mnie od strachu przed Bogiem, strach zmienia się w bojaźń Bożą, która jest miłością pełną czci wobec wszystkiego, co żyje i potrzebuje pomocy. On, który mnie stworzył i ożywia, który złożył we mnie cząstkę swego życia, chce wiedzieć, czy ja chcę żyć i czeka na znak ode mnie. Ten znak to moja modlitwa. Bóg, który każdego z nas jak siebie samego kocha, chce wiedzieć, czy nadaję się do funkcji, jaką mi wyznaczył, nawet w chorobie czy innej niedoli.
Czeka na znak ode mnie, a ten znak to moja modlitwa,  również o życie, zdrowie, o siły, o miłość, o  to,  żebym  z  choroby wyszedł  lepszy jako człowiek, wdzięczny za wszystko dobro, którego doświadczyłem od drugich.
Wiele znaków i cudów uczynił Jezus wobec ludzi. Nie wszystkie są zapisane. Jednak każdy z nas może wpisać swoje życie w Boże Miłosierdzie a wtedy sami się przekonamy i zaświadczymy, że dla człowieka, który przez wiarę otworzył się na Boga, nie ma pozycji straconych, przegranych. Nawet w najtrudniejszej sytuacji bunkra, można być znakiem Miłosierdzia dla drugich jak św. Maksymilian Kolbe lub być tym znakiem przez służbę człowiekowi jak bł. Brat Albert.
Niekiedy przez śmierć i pogrzeb można więcej powiedzieć niż za życia, jak ksiądz Jerzy  Popiełuszko.
Jezus, który ma moc wejść przez, zamknięte drzwi, prosi dzisiaj ludzi dobrej woli: otwórzcie serca na działanie Mego Miłosierdzia! Tę prośbę w sposób naglący przypomina przez S. Faustynę, apostołkę miłosierdzia.
W jej duchowym dzienniku czytamy: „Otworzyłem swe serce jako żywe źródło miłosierdzia, niech z niego czerpią wszystkie dusze, niech się zbliżą do tego morza miłosierdzia z wielka ufnością”.
Modlimy się o Miłosierdzie Boże, na miarę potrzeb i zagrożeń, w świecie współczesnym. Wołamy do Boga, kierując się tą wiarą, nadzieją i miłością, którą Chrystus zaszczepił w naszych sercach. Jest to równocześnie miłość do Boga, od którego człowiek dzisiejszy tak bardzo niekiedy się oddalił, uczynił sobie obcym, głosząc, że jest mu obojętny, niepotrzebny.
Z tym większą żarliwością wołamy: „Jezu ufam Tobie” i błagamy, aby raz jeszcze na etapie XXI wieku objawiła się Miłość i okazała się w naszym współczesnym świecie potężniejsza niż zło i grzech.  

Szczęść Boże.

Chcesz Masz życzenie podzielić się informacją, oceną, lub masz chęć coś zkrytykować   kliknij: sbws@sdb.krakow.pl
Jesteśmy wdzięczni za każde słowo. /red./