06 czerwca 2010 r. X NIEDZIELA ZWYKŁA

 

 

 Moi Drodzy! 
Zamyśleni nad śmiercią.
Gdy słyszymy słowa Chrystusa: „Młodzieńcze, tobie mówię, wstań”, a umarły usiadł i zaczął mówić – o czym mamy myśleć, jak nie o śmierci i o życiu?
Umrzeć. Najbardziej codzienne zdarzenie. A równocześnie tajemnica, z którą człowiek nigdy nie potrafi się oswoić.
W Starym Testamencie śmierć uzasadniano naturą człowieka; utworzony z prochu ziemi, cóż dziwnego, że do tej ziemi powraca. Na istnienie po śmierci liczono, ale przedstawiano je sobie w bardzo ciemnych barwach: szeol – kraina mroku i smutku, zapomniana przez Boga i prawie uniemożliwiająca kontakt z Nim. Sprawiedliwym obiecywano jako nagrodę długie życie na ziemi, w zdrowiu i dobrobycie, a nie tamtą, smutną nieśmiertelność. Ale były serca, które przeczuwały więcej i ku temu więcej szły całą swoją tęsknotą i nadzieją. Przed apatią wobec nieuniknionego fatum człowieczego końca, ratowała ludzi Starego Przymierza wiara w Boga, który jest Panem śmierci. Kto Jemu zaufał, może bezpiecznie stanąć także i przed tamtą bramą w niewiadome.
Nowy Testament ukazuje radośniejsze zrozumienie, a przede wszystkim w bardziej prawidłowe i pożyteczne dla nas przeżycie śmierci. Cztery myśli, osadzone w klimacie Nowego Przymierza, mogą posłużyć nam jako drogowskaz.
Myśl pierwsza: misterium śmierci obecne jest w całym naszym życiu, nie dopiero u jego końca. Myśl druga: w śmierć wchodzi nie tylko nasze ciało, ale cały człowiek. Myśl trzecia: dla lepszego zrozumienia natury śmierci należy wziąć pod uwagę jej powiązanie z grzechem. I wreszcie myśl czwarta: prawidłowy wymiar i sens nadaje naszej śmierci podjęta dla nas zbawcza śmierć Chrystusa. Warto poświęcić tym myślom chwilę uwagi.
Stara, średniowieczna pieśń z XI wieku, głosiła: „Media vita in morte sumus” – w pośrodku życia obejmują nas ramiona śmierci,. Jakże kruche jest to, co zostało nam dane. Nie ostatnia dopiero godzina, ale każda godzina życia zagrożona jest możliwością końca. O każdej porze dnia i nocy wybić może dla człowieka wieczność. W ten sposób przez bramę naszego Nain ciągle wynoszą umarłych, zanim ostatecznie nie wyniosą przez nią i nas samych. Ale właśnie w tej kruchości, w tym ciągłym przemijaniu i zagrożeniu leży cały, cierpki smak życia. Jakże inaczej byśmy je kształtowali, gdybyśmy dokładnie wiedzieli, jak długo jeszcze. Ponieważ jednak nie wiemy, ważne staje się „dziś”. Wszystko zależy od odpowiedzi na pytanie, co my z tym „dziś” zrobimy. „Czuwajcie więc, bo nie znacie dnia ani godziny”, mówi Chrystus. „Wyzyskujcie chwilę sposobną”, radzi wiernym w Efezie i w Kolosach św. Paweł. Nasze „jutro” rozstrzyga się „dziś”, i temu „dziś” nadać należy sens, smak i wartość, zanim nadejdzie noc, w której nikt nie będzie już mógł działać. Tylko patrząc od strony śmierci, można ocenić życie w sposób prawidłowy, tylko śmierć jest najskuteczniejszą zachętą do tego, by gorliwie, twórczo i odpowiedzialnie zacząć gospodarować chwilą obecną.
Chrześcijaninowi mówi wiara, że poza bramą śmierci otwiera się dla człowieka nie pustka i niebyt, ale wieczne życie. Czy będzie to życie pokoju i szczęścia,  rozstrzyga krótkie ziemskie „dziś”. W takim kontekście śmierć uróść może w oczach wierzącego do przyjaciela, który w czasie niebezpiecznej przeprawy, z nie kończącą się cierpliwością, budzi leniwego lub zmęczonego kolegę, tym ciągle powtarzanym i jakże koniecznym: „Weź się w garść! Zmobilizuj siły! Jeszcze nie jesteś bezpieczny! Jeszcze nie jesteś w ojczyźnie!
Zjawisko śmierci dotyka nie tylko samego ciała ludzkiego. Dotyka ono całego człowieka, ze wszystkimi jego władzami, szczególnie tymi najbardziej wrażliwymi, to jest duchowymi, tymi, które przetrwają śmierć ciała. Całego człowieka trzeba dojrzeć w umierającym, całemu człowiekowi trzeba przyjść z pomocą.
Tam, w Nain, była przy umierającym synu przynajmniej matka, a zapewne i inni krewni, ponieważ wówczas umierało się jeszcze w rodzinie, wśród serc bliskich i kochających. Jakże potrzebni są umierającemu jego bliscy! Przecież w tej chwili robi krok w nieznane nie tylko jego fizyczny organizm, który cierpi i słabnie. Ten krok robi przede wszystkim osoba ludzka. Tej osobie ludzkiej trzeba pomóc przeżyć i wymodelować jej własną śmierć, by była to śmierć godna człowieka, śmierć opromieniona nadzieją i śmierć przeniknięta bliskością Boga, w którego rozwarte ramiona idzie umierający.
Nie zostawiajmy naszych odchodzących w samotności. Bądźmy przy nich blisko, jako ludzie i jako chrześcijanie. Sięgnijmy po modlitwę i sakramenty Kościoła. Pomóżmy im tak umrzeć, jak byśmy kiedyś sami umrzeć pragnęli.
Śmierć a grzech. Już na pierwszych swoich kartach Biblia łączy śmierć z faktem grzechu pierwszego człowieka i z inspiratorem tego grzechu: szatanem. Później powstałe Księgi głoszą tę tezę jeszcze bardziej zdecydowanie: „Dla nieśmiertelności Bóg stworzył człowieka. Uczynił go obrazem swej własnej wieczności. A śmierć weszła na świat przez zawiść diabła”, uczy Księga Mądrości.
Naukę o powiązaniu grzechu ze śmiercią rozwinie szeroko teologia świętego Pawła: ,,przez jednego człowieka grzech wszedł na świat, a przez grzech śmierć”. Na bazie tego twierdzenia oprze św. Paweł swoją naukę o zbawczej, poniesionej dla nas śmierci Chrystusa, wyzwalającej nas i od grzechu, i od śmierci.
Gdyby Adam nie upadł, czy żylibyśmy wiecznie? Na podstawie Biblii nie da się tego udowodnić. Bóg mógł to oczywiście zrobić, tylko czy taki był Jego plan? Istniejący w nas element biologiczny z natury swojej steruje ku śmierci. Zapewne więc pomarlibyśmy. Byłaby to jednak inna śmierć niż ta, którą dzisiaj znamy: śmierć wroga człowiekowi, spadająca nań nieoczekiwanie, połączona z cierpieniem fizycznym i trwogą. Taką śmierć ukształtował grzech. Zaprzedać się w życiu grzechowi to iść ku takiej właśnie złej śmierci. Śmierci, która zniszczy nie tylko nasze fizyczne ciało, ale i duchowi zagrodzi na wieki drogę do szczęścia. Wyzwalać się w czasie ziemskiego życia coraz radykalniej z grzechu,  to róść w śmierć inną, śmierć, ku której Paweł wyciągał z tęsknotą ręce, do której Franciszek mówił: „siostro”, na którą decydował się bez trwogi Maksymilian Kolbe w bunkrze głodowym w Auschwitz.

Ale droga ku dobrej śmierci wiedzie wyłącznie przez Chrystusa. Już w czasie Jego ziemskiego życia widzimy zapowiedzi tego zwycięstwa nad śmiercią, które odniesie On kiedyś dla siebie i dla nas. Taką zapowiedzią jest i dzisiejsze Nain, przy którym stanęliśmy w zamyśleniu. Nikt tu nie prosi Jezusa o interwencję. Ludzie ciągną obok, zanurzeni we własnym bólu. To, co zaszło, jest w ich przekonaniu nieodwracalne. I wtedy wkracza On, Pan życia. Czuje się niejako zmuszony wkroczyć, ponieważ nagle zagrodził mu drogę wróg, ukazujący tu w sposób wyjątkowo brutalny swoje prawdziwe oblicze. Jedno zdanie: „Młodzieńcze, tobie mówię: wstań” i śmierć oddaje swój łup. Na ziemi jest już ktoś mocniejszy niż ona. Ale nie poprzez spektakularne wskrzeszenie umarłych dokona się Boży sąd nad śmiercią. Jezus zwycięży ją, sam pozwalając się przez śmierć zwyciężyć. Ponieważ zrobi to z posłuszeństwa dla Ojca i z miłości ku człowiekowi. Bóg uczyni z Jego ofiary powszechne i wiecznie trwałe lekarstwo przeciw śmierci. Odtąd, kto idzie za Jezusem, idzie już ku innej śmierci, śmierci o skruszonym ościeniu, śmierci przeobrażonej i odkupionej, która zamiast być, jak dotąd, końcem, staje się bramą w życie ze Zmartwychwstałym. Tylko przy Jezusie można w śmierci odnaleźć życie. 

Szczęść Boże.

Chcesz Masz życzenie podzielić się informacją, oceną, lub masz chęć coś zkrytykować   kliknij: sbws@sdb.krakow.pl
Jesteśmy wdzięczni za każde słowo. /red./