06 luty 2011 r. V NIEDZIELA ZWYKŁA

  

 Moi Drodzy!              

Bezpośrednio po słowach ośmiu błogosławieństw na górze, Jezus  wtrąca zaskakujący tekst o „soli ziemi” i „światłości świata”, którym przerywa wywody na temat nowej, proponowanej w błogosławieństwach moralności, jakby nagle uświadomił sobie, że zanim  przeciwstawi, „nowe” „staremu”, trzeba  najpierw upewnić słuchaczy, że słowa Jego to nie tylko teoretyczne wywody, ale są to polecenia, normy i żądania, skierowane właśnie do nich, czyniące z nich nie tylko przekonanych zwolenników, ale również głosicieli i świadków.
Ten, kto wie, że usłyszanej prawdzie będzie musiał dawać świadectwo swoją postawą, słucha tej prawdy już zupełnie inaczej. I chyba o to Jezusowi chodzi, przynajmniej w relacji Mateusza, gdy przerywając tok kazania na górze, bez żadnych wstępów zwraca się do uczniów i mówi: „Wy jesteście solą dla ziemi… Wy jesteście światłem świata”.
Czym sól dla potraw, tym mają być uczniowie Chrystusa dla świata. Potrawa bez soli nie ma smaku, ale pozostaje nadal potrawą.
Wróćmy do porównania. „Wy jesteście solą dla ziemi”.   Uczeń Jezusa, społeczność zrzeszająca tych uczniów, Kościół, nadający organizacyjne ramy wielkiej rodzinie wyznawców Chrystusa, nie istnieją same dla siebie. Nie wolno im ograniczyć się do troski o własną wyłącznie doskonałość. Jak Jezus był i jest zawsze cały dla nas, tak i my, Jego uczniowie, ukierunkowani jesteśmy na drugich. Soli nie trzyma się w solniczce wyłącznie na ozdobę. Sól ma inne przeznaczenie. Dopiero dodana do potraw ukazuje swoją naturę i swoją wartość. Jeżeli uczeń Chrystusa i społeczność tych uczniów, Kościół, są „solą ziemi”, to nie wolno im tego, czym są, kryć zazdrośnie dla siebie. Mają z tym iść do świata. Mają to światu ukazać i dać. Po to są!  Po to odebrano im „stare”, a dano „nowe”.
To ewangeliczne!
Kościół jest z natury swojej misyjny, czyli posłany, zatroskany o dobro świata. I taki musi pozostać. Sól, która siebie daje potrawie.
Jak daleko winno iść to przekazanie siebie, Kościoła, światu? Do jakiego stopnia wolno uczniowi Chrystusa wydać siebie innym?
Sól rozpuszcza się w potrawach i przestaje być widzialna. Jej obecność tam zdradza tylko działanie. Podobnie Kościół. Jeżeli chce pozostać wierny myśli Chrystusa, powinien tak bez reszty dać się światu.
Jezus nazywając uczniów „solą”, uwrażliwiał ich na to, by wartości, w które z Jego łaski są bogaci, nieśli drugim. Jezus nazywa też swoich uczniów światłem:  „Wy jesteście światłem świata”. Porównanie to zostaje wzmocnione obrazem miasta wieńczącego szczyt góry i dzięki temu widocznego z daleka. Nie przeoczysz takiego miasta, ciągnąc doliną. Nie przeoczysz także nocą zapalonego gdzieś światła.
Jak zadaniem soli było poprawiać smak potraw i chronić je od zepsucia, tak zadaniem światła jest świecić, a więc zwracać na siebie uwagę i zapraszać w swą jasność. Mówiąc o świecie i o człowieku, Pismo święte podkreśla na wielu miejscach ich zagubienie się w mroku. Wiemy, że to nie przesada. Temu to błądzącemu po omacku światu i człowiekowi Jezus ukazuje przede wszystkim siebie jako prawdziwą i wyzwalającą światłość. ,, Ja jestem światłością świata. Kto za Mną idzie, nie będzie chodził w ciemności”. Dziś tę tylko Jemu przynależną cechę „bycia światłem” przypisuje także uczniom: „Wy jesteście światłem świata”.  Światłu nie grozi utrata widzialności, a nawet własnej tożsamości, jaka groziła soli. Światło nie rozpłynie się nigdy bez reszty w ciemnościach. Mały ognik płonącej zapałki widoczny jest nawet w najczarniejszą noc. „ …, a światłość w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła”, napisze Jan o Jezusie.  Tym bardziej obowiązkiem światła będzie świecić. Tego właśnie żąda Jezus od swojego Kościoła i od każdego swojego ucznia. „Jesteś światłem, więc świeć!” Dałem ci uczestnictwo w Moim własnym posłannictwie ,,światłości dla ludzi”, więc nie chowaj się trwożliwie czy z lenistwa pod korcem!   Ukazuj ludziom Boga. Ukazuj im, czym oni sami są. Ukazuj im prawdę o całym stworzeniu. Niech w twoim blasku odnajdą drogę do wiecznych wartości. Niech odkryją i uczczą przede wszystkim Tego, który powołał ich do bytu, a dziś zaprasza do nagrody. „Tak niech świeci wasze światło przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie.
Jezusowe żądania, postawione uczniom, a w ich osobach i całemu Kościołowi, nie straciły przez wieki ani swojej wiążącej mocy, ani aktualności.
Szczególną jednak wymowę otrzymują one właśnie dziś i teraz,  w naszych czasach.
Nasze czasy nie żądają już od Kościoła, jak to było kiedyś, by organizował społeczeństwo, pokazywał, jak się rządzi, uczył uprawy roli, budował i dziełami sztuki zdobił wybudowane, opiekował się ludzką nędzą i kształcił chętnych wiedzy analfabetów. Zrobią to dzisiaj bez nas inni. Na pewno nie gorzej.
Natomiast czasy, w których żyjemy, potrzebują nas, i to nagląco, jako „soli ziemi i światłości świata”. Dla wielu współczesnych ludzi świat i życie przestały być, „smaczne”, a nawet w ogóle ,,strawne”. Znudzeni, pogniewani na otoczenie, uciekają w namiastki. Ignorują przykazania Boże, kościelne, oszałamiają się narkotykami, pełni są
agresji. W miejsce życia wybierają samobójstwo. Dla takiego zagubionego świata  jakże pożyteczną może się okazać umiejętnie podana szczypta ewangelicznej soli?
W naszym mądrym i oświeconym XXI wieku miliony ludzi nadal błądzi w mroku. Pogubili ścieżki do Boga, do drugich, do osobistego szczęścia. Odpowiedzi na pytanie skąd się wzięli, po co żyją i dokąd idą, szukają  u modnych filozofów Wschodu i Zachodu, w różnych sektach, w astrologii i magii.
Ale te wszystkie, zapalane dziś nad życiem, światła nadziei gasną szybko, pozostawiając po sobie jeszcze większą ciemność. Czy na nas, nosicielach Jezusowego światła nie ciąży dzisiaj, bardziej niż kiedykolwiek, obowiązek, by „świecić”?
Zapyta ktoś, czy współczesny Kościół i chrześcijanie mogą sobie jeszcze powiedzieć, że  są „solą” i „światłem” świata? Tyle wśród nas zła. Tyle grzechów. Tak mało miłości. Kto z nas praktykuje na co dzień wysokie wskazania na górze?  Może nasza „sól” już zwietrzała? Może nasze „światło” kopci zamiast płonąć?
Kościół już samym swoim istnieniem, samym głoszeniem nauki Chrystusa, samym umożliwianiem ludziom osobistego spotkania z Nim w słowie i sakramencie jest solą. I jest światłem. Nie trzeba o tym nigdy zapominać. Ale nie wolno również nigdy na tym tylko poprzestawać. Bo i Chrystus żąda od nas więcej. I świat na więcej czeka. Uczniom, nazwanym w dzisiejszej ewangelii solą i światłem, stawia Jezus także i następujące żądanie: „Tak niech świeci wasze światło przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie”. Solą i światłem staniemy się w pełni i w sposób przekonywujący dopiero wtedy, gdy świat nie tylko usłyszy, jak to pięknie potrafimy mówić o cnocie i wykładać o żądaniach w kazania na górze, ale gdy także zobaczy i przekona się, że za słowami idą u nas czyny. Ty więc, który już jako uczeń Jezusa jesteś solą, bądź tą solą pełniej i intensywniej. Ty, który znając Ewangelię, już świecisz, świeć jaśniej jeszcze i w szerszym zasięgu. Rzecz zrozumiała: jednemu uda się to lepiej, drugiemu gorzej. Ale starań dołożyć musi każdy, zarówno cały Kościół Jezusa Chrystusa, jak i poszczególni uczniowie w tym Kościele. Dopóki bowiem własnym życiem nie pokażemy, co Chrystus i Jego ewangelia zdolne są zrobić z człowieka, dopóty i nasza nauka o siłach tkwiących w religii nie przekona i nie porwie.    Zapytajmy siebie tak, na własny użytek, czy są tacy, których ja w życiu ocaliłem od zepsucia? Którym pomogłem być lepszym? Kto dzięki mnie odnalazł na nowo smak życia i szczęście wiary? Dla kogo byłem światłem? Czyją noc zamieniłem w dzień? Czyje oczy zapłonęły nowym blaskiem przy spotkaniu z moją wiarą i moim chrześcijaństwem?
Jeżeli takich, duchowo przeze mnie obdarowanych w ogóle dotąd nie było, a i dziś nie ma, jest powód do smutku. Zwietrzałą sól wyrzuca się. Światło, które zamiast świecić, kopci, jest niepotrzebne. Cóż pozostaje? W zniechęceniu opuścić ręce?
Pozostaje nawrócenie!  

Szczęść Boże.

Chcesz – masz życzenie podzielić się informacją, oceną, lub masz coś zkrytykować   kliknij: sbws@sdb.krakow.pl
Jesteśmy wdzięczni za każde słowo. /red./