20 luty 2011 r. VII NIEDZIELA ZWYKŁA

  

 Moi Drodzy!              

Wymóg „oko za oko, ząb za ząb” kojarzy się w naszej świadomości z odwetem i oznacza, cywilizację prymitywu i gwałtu. Nie zapominajmy jednak, że właśnie to sformułowanie, które w j. polskim brzmi: ,,wet za wet”, stanowiło kiedyś milowy krok na drodze duchowego rozwoju ludzkości. Była to bowiem jedna z pierwszych prób prawnego ukrócenia samowoli i barbarzyńskich form zemsty, panujących w świecie starożytnym.
Praktykowany wówczas samosąd nie znał miary w karaniu. Za wybite oko lub za złamaną rękę pozbawiano winowajcę życia, niszczono cały jego majątek a nawet zabijano niewinnych członków jego rodziny.
Jeszcze przed prawodawstwem żydowskim, prawo babilońskie, ujęte w tak zwanym Kodeksie Hammurabiego, próbowało położyć kres takim niesprawiedliwym formom odwetu i ustalić proporcję kary, do winy. Sformułowania tego prawa prawie pokrywają   z przepisami, które przekazuje nam Biblia w Księdze Wyjścia, gdzie czytamy: „oko za oko, ząb za ząb, ręka za rękę, noga za nogę, oparzenie za oparzenie, rana za ranę, siniec za siniec”. Było w tych sformułowaniach poczucie sprawiedliwości, dążące do jakiegoś wyrównania krzywdy. Toteż tak ujęte prawo o odwecie rozpowszechniło się szybko na całym starożytnym Wschodzie, a około pięciu wieków przed Chrystusem weszło nawet,   w słynne rzymskie prawo 12 tablic.
Czego nie wypełniło stare Prawo, uzupełni Nowy Testament. Jezus naucza:
„Powiedziano przodkom: „Oko za oko i ząb za ząb. A Ja wam powiadam: Nie stawiajcie oporu złemu”. Uderzony w prawy policzek nie oddawaj, raczej nadstaw i lewy, na cios. Nie broń siłą tego, co do ciebie należy. Pozwól nawet zabrać więcej, niż ci wzięto.
Krzywdy czy niesprawiedliwości, wyrównuj nie odwetem, nie siłą, nie przesadną troską o swoje, ale dobrocią, łagodnością, pokorą, wyrozumieniem i szerokim sercem.
W następnym swoim żądaniu, Jezus podniesie poprzeczkę jeszcze wyżej. Nie tylko nie odpłacaj gwałtem za gwałt. Zdobądź się na coś więcej, usuń z serca także i nienawiść do wroga.  „Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują”.
Zapytamy, kogo Chrystus zaprasza na aż tak wysokie ścieżki? Zaproszeni zostali uczniowie Jezusa. Nie jest to apel do państw czy narodów, do polityków, by zmienili kodeksy swoich praw, swoją praktykę ścigania i karania przestępców, swój system obrony granic lub operowania pieniądzem. Nie od reformy struktur rozpoczyna Jezus swoje dzieło, ale od zreformowania tego, który te struktury tworzy i za nie jest odpowiedzialny. A więc uczniowie! Zarówno tamci, którzy kiedyś cisnęli się wokół Jezusa, jak i my, odlegli o wieki, ale przecież też Jego, z całym szacunkiem przyjmujący Jego słowo, bo przecież żyjący w Jego Kościele.   
To od tych właśnie swoich uczniów zażąda Jezus: nie oddawajcie złem za złe, choćbyście mieli do tego pełne prawo, choćby karę za winy przewidywały kodeksy waszych ustaw i wyroki waszych sądów. Zło próbujcie zwyciężyć dobrem. W kontakcie z drugimi zrezygnujcie z posługiwania się przemocą. Strzeżcie swojego serca, by nie rozpanoszyła się w nim nienawiść. Miłość wasza niech obejmie nawet wroga. Dobrze czyńcie waszym nieprzyjaciołom. Módlcie się za nich.
Dość łatwo słucha się Chrystusowych żądań, gdy słyszy się je z ambony lub gdy się je czyta, siedząc wygodnie w fotelu.
Zapytajcie jednak tych, co zostali ograbieni, pobici, niesprawiedliwie skazani, co przeszli więzienia i obozy koncentracyjne, ludzi, co z przesłuchań wyszli kalekami, którym wymordowano rodzinę, zabrano ojczyznę.
Dopiero oni czują wielki ciężar Jezusowych żądań, dopiero oni wiedzą, jakiej wewnętrznej doskonałości potrzeba albo jakiej pomocy z góry, by nie płacić złem za złe i zdobyć się na tę nakazaną nam miłość względem naszego wroga.   
Czy to, czego Jezus żąda w kazaniu na górze, jest powszechnie obowiązującym prawem, czy tylko zaproszeniem lub apelem skierowanym do wybranych? Prawem w ścisłym tego słowa znaczeniu nie jest. Prawo wymaga bardziej sprecyzowanych sformułowań, pozostaje niezmienne, wszystkich jednako zobowiązujące, prawo wreszcie nie może stawiać zbyt wielkich żądań, ponieważ przeznaczone jest dla ogółu.
Z drugiej strony w kazaniu na górze nie chodzi jedynie o piękny program i do niczego nie zobowiązujące apele. Jest to raczej ukazanie ludziom, w świat jakich wymagań wejdą, stając się uczniami Jezusa, i o ile bezwzględniej niż prawo wiąże człowieka miłość. Powiedzieć „tak” Jezusowi, to wziąć na siebie te zobowiązania. Bo tylko w ten sposób stać się możemy tym, czym On chce nas mieć: solą ziemi i światłością świata. Ale urzeczywistniać będziemy te nakazy indywidualnie, na miarę własnego zrozumienia, na miarę własnych sił, na miarę osiągniętego już wzrostu duchowego i na miarę otrzymanej od Boga łaski. Wielu świętych umiało odpłacać dobrem za złe, rezygnować z posługiwania się siłą i miłować nieprzyjaciół na miarę heroizmu. Inni nie doszli jeszcze do wyżyn bohaterstwa. Próbują. Raz się im udaje, raz nie. Są i tacy, którzy nie przekroczyli jeszcze w ogóle progu zrozumienia, a cóż dopiero praktyki. Na szczęście nasz Bóg jest cierpliwy, przebaczający i wielkoduszny. Poczeka! Daruje! Pomoże!
Ale nikogo ze swoich uczniów nie  zwolni z dążenia ku temu, ku czemu ich powołał. Nikomu nie powie: nie bierz na serio tego, co słyszałeś.
Miłość nieprzyjaciół wyważyć trzeba poprawnie z wymogami sprawiedliwości, to znaczy, że do żądań Chrystusa nie można podchodzić jak automat zaprogramowany na jedno tylko działanie. Potrzebne tu jest wielkie rozeznanie, chrześcijańskie poczucie odpowiedzialności, uwzględniające wszystkie za i przeciw, potrzebna jest modlitwa o światło. Ale i to wszystko nie zawsze uchroni nas od kroku w konflikt sumienia, w skrupuły, a nawet w błąd.
By zachęcić swoich uczniów do podjęcia wysokich wymagań, sięga Jezus do motywów natury religijnej. Tylko świadomość, że w ten sposób będziemy, jak mówi Jezus,  synami Ojca naszego, który jest w niebie, tylko wiara, że praktykując sprawiedliwość większą niż ta uczonych w Piśmie i faryzeuszów, przybliżymy się do tej doskonałości, która jest Bożą doskonałością, tylko motywy naśladowania Chrystusa mogą pomóc, przekonać i zachęcić tu, gdzie każda decyzja, a jeszcze bardziej każdy krok w czyn wymagają pomocy, perswazji i zachęty. Poza prymityw etyki „oko za oko, ząb za ząb” nie wyjdziemy nigdy o własnych wyłącznie siłach. Jedynie pogłębione życie religijne daje tu jakąś szansę. Jedynie ciągła obecność Jezusa przy nas, odnawiana przez kontakt z Jego słowem i przez sakramentalne spotkania z Nim samym, umożliwia człowiekowi krok na tę górę, która dla natury jest ciągle stroma, choć przecież jest górą szczęścia.
Trzeba wreszcie odważyć się na to trudne, ale jedynie prawdziwe szczęście.

Szczęść Boże.

Chcesz – masz życzenie podzielić się informacją, oceną, lub masz coś zkrytykować   kliknij: sbws@sdb.krakow.pl
Jesteśmy wdzięczni za każde słowo. /red./