20 marca 2011 r. II NIEDZIELA WIELKIEGO POSTU

  

 Moi Drodzy!              

2 Niedziela Wielkiego Postu
Spróbujmy, krótko i pobieżnie, prześledzić, co konkretnie chce powiedzieć wierzącemu skrót teologii, nauki o Chrystusie, opis przemienienia Pańskiego na górze Tabor.
Mówi on przede wszystkim to: Twój Jezus, Jezus Ziemi i powszedniego, ludzkiego trudu, w którego człowieczeństwo nikt ze współczesnych nigdy nie wątpił, jest równocześnie Jezusem nieba. Jest takim od samego początku i w każdym momencie swojego życia. To nic, że idzie On przez świat osłonięty szczelnie płaszczem ludzkiej natury, realizmem człowieczego ciała, które jest tak bardzo prawdziwe i nasze, że wielu nie pomyśli nawet, by poza nim czy obok niego mogła istnieć w Jezusie inna jakaś rzeczywistość. Ale ona w Nim jest. W momencie, w którym albo On sam zechce, albo zechce tego Ojciec, rwą się wszystkie spowijające Jezusa zasłony doczesności i w blasku nieba ukazuje się cała prawda o Nim. „Twarz Jego zajaśniała jak słońce, odzienie zaś stało się białe jak światło”. Taki wróci kiedyś na obłokach nieba, w ostatni dzień świata, by sądzić żywych i umarłych. Coś z tej dzisiejszej przemiany ziemskiego ciała w ciało uwielbione zobaczą także uczniowie u swego Mistrza po zmartwychwstaniu. Tu, na górze, trzej tylko wybrańcy odkrywają na moment rzeczywisty wymiar tego Człowieka, wymiar, o którym On im wprawdzie wielokrotnie mówił, ale którego oni nie potrafili sobie nigdy nawet wyobrazić. Teraz będą mogli zaświadczyć jako ,,naoczni świadkowie Jego wielkości”.
Po prawej i po lewej stronie Przemienionego ukazuje się Mojżesz i Eliasz. Stare Prawo wymagało, by dla udowodnienia prawdy stanęli przynajmniej dwaj świadkowie. Więc są dwaj! Największe postacie przeszłości Izraela. Mojżesz: ten przyniósł ludowi wybranemu prawo, porządek, podwaliny przyszłej, ustabilizowanej społeczności. Eliasz: prorok, którego słowo płonęło jak ogień, całe swoje życie poświęci walce o czystość religii i przywrócenie Bogu swojego narodu. Obaj wieścili Jego nadejście, obaj Go wyglądali. Pomiędzy Starym a Nowym Przymierzem nie ma ani sprzeczności, ani przepaści. To, za czym tęskniono i co zapowiadano, tu urzeczywistnia się i dopełnia w Tym, który jest większy od Mojżesza i świętszy niż Eliasz. Ma On coś z każdego z nich, ale przerasta obu. Jest jedyny i nieporównywalny z nikim! Za chwilę sam Bóg powie o Nim to, co już kiedyś obwieścił nad Jordanem: „Ten jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie”.
Blask chwały, jaki rozbłysnął na górze przemienienia, dotyczy nie tylko „jutra” Jezusa. W tym blasku skąpane jest także całe Jego „dziś”. Jest Synem umiłowanym, a nie dopiero będzie Nim kiedyś. To podkreślenie jest ogromnej wagi, ponieważ Jezusowe „dziś” jest coraz bardziej mroczne. Właśnie idzie On do stolicy, gdzie czeka Go męka i śmierć. O tym to Jego „odejściu, którego miał dokonać w Jerozolimie”, rozmawiają z Przemienionym Mojżesz i Eliasz. Chwała i krzyż nie wykluczają się wzajemnie. Są organicznie z sobą powiązane. Jedno żyje z drugiego. Męczeńska śmierć Jezusa, która już niezadługo załamie wiarę uczniów, nie jest wynikiem ani złego losu, ani złej woli Jego wrogów. Jest to świadomie i dobrowolnie powiedziane „tak” na blaski i cienie całej, Synowi człowieczemu powierzonej misji, która dopiero w tym swoim podwójnym wymiarze uwielbi Ojca, a ludziom otworzy drogę do odkupienia. „Czyż Mesjasz nie miał tego cierpieć, aby wejść do swej chwały?”, zapyta Jezus kiedyś uczniów z Emaus. Nie trzeba Go więc odwodzić od kroku w okrutną śmierć, jak to niedawno próbował, bezskutecznie zresztą, Piotr.   Bo właśnie ta śmierć stanie się i dla Chrystusa, i dla nas bramą w słońce.
Góra przemienienia uczy: zaufaj. Nawet gdy ciemno, wierz w światło. Nawet umierając, licz na życie. Do wiary i ufności dodaj jednak posłuszeństwo: praktyczne urzeczywistnienie miłości.
Słowa Tego Przemienionego, który tu na górze wprawdzie milczy, ale idąc ku swojej Jerozolimie, niezmordowanie uczy i napomina, są nie tylko zobowiązującą propozycją, podstawą do akademickich dyskusji i sporów, lecz także normą. Głos z nieba potwierdza to dzisiaj uroczyście: „Jego słuchajcie!”.  Na nauce Syna umiłowanego Bóg kładzie pieczęć własnej powagi. Tą powagą żyć będą po wszystkie czasy ewangelie. Oparte na niej, zapraszać będą do wiary.
„Panie, dobrze nam tu być”, woła w uniesieniu Piotr, wyrażając w tym zawołaniu tęsknotę każdego z nas: zostać tam, gdzie dobrze! Uwiecznić radość! Przy Jezusie jest to możliwe i Bóg obiecał takie uwiecznienie swoim dzieciom.   Ale jeszcze przedtem droga do Jerozolimy. Weźmy na nią wspomnienie góry przemienienia. Weźmy ten obraz, który przez długie lata przetrwał w pamięci Piotra, Jakuba i Jana: „I oglądaliśmy Jego chwałę, chwałę, jaką Jednorodzony otrzymuje od Ojca, pełen łaski i prawdy”.  Weźmy teologię tego wydarzenia. Gdy ciężko, gdy bliska ziemia coraz bardziej zaborczo przesłania ochrzczonym oczom niebo, wracajmy wiarą do tamtej godziny słońca, które kiedyś wędrującym do Jerozolimy uczniom błysnęło spoza chmur. Z tym słońcem w oczach łatwiej iść. Łatwiej przede wszystkim przebić się ku temu trudniejszemu, ale nieodzownemu, i ponad wszystko ważnemu: „Jego słuchajcie”.

 

Szczęść Boże.

Chcesz – masz życzenie podzielić się informacją, oceną, lub masz coś zkrytykować   kliknij: sbws@sdb.krakow.pl
Jesteśmy wdzięczni za każde słowo. /red./