I Niedziela Wielkiego Postu

Moi Drodzy!

I Niedziela Wielkiego Postu – Kuszenie.     

Św. Paweł użalał się, że dany mu został oścień dla ciała, szatan, aby go policzkował.
Innymi słowy szatan w różny sposób dokuczał św. Pawłowi i przeszkadzał w jego pracy apostolskiej. Dlatego apostoł prosił Boga, aby odszedł od niego ten kusiciel. Ale Chrystus powiedział mu: „Wystarczy ci moja łaska.  Moc bowiem w słabości się doskonali”.
Wielu katolików nie wierzy w istnienie szatana, wielu powątpiewa. Oswoili się z maskotką szatana z rogami i ogonem, dlatego trudno im pogodzić się z prawdą, że on rzeczywiście istnieje i może każdemu człowiekowi szkodzić.
Dlatego Kościół pragnie wiernym przypomnieć na samym początku W. Postu, że ten zły duch rzeczywiście istnieje. Odważył się nawet, na swój sposób kusić Chrystusa.
Liturgia czytań przypomina nam i zachęca do przemyślenia, teksty Pisma św. mówiące o istnieniu szatana i o jego złym wpływie na ludzi.
Potocznie mówimy, że szatan kusi do złego. Zastanówmy się nad słowem kuszenie z punktu  znaczenia etycznego tego słowa. Co to znaczy: kusić? Kusić, to proponować wybór, prowokować decyzję, stawiać wobec jakiegoś: albo to – albo tamto, które pokaże, kim naprawdę jesteśmy i komu zawierzyliśmy. Kusi nas szatan, ale kusi i Bóg.  Wiadomo, że wobec pokusy zła jesteśmy dziwnie słabi.  Może jest to swego rodzaju tragiczny atawizm, dziedziczne obciążenie, powracające echo tamtej pierwszej klęski, jaką w zetknięciu ze złem ponieśli kiedyś nasi pierwsi rodzice?
Pierwsze bowiem kuszenie, jakie miało miejsce w zamierzchłej dali dziejów ludzkości, przekazuje nam Biblia, skończyło się dla człowieka niefortunnie. Człowiek wybrał to, co miało go zgubić. Opowiedział się za czymś, co na nim samym zemściło się później w sposób najbardziej bezlitosny. Postawił na siebie, zamiast zaufać Bogu.
Nie zrozumiemy nigdy, dlaczego człowiek tak postąpił. Przecież w raju, tak barwnie opisanym  w  Biblii, człowiek miał wszystko, czego można było zapragnąć: radość,
wiedzę, bezpieczeństwo. Tyle, że wszystko to posiadał za cenę swojej łączności z Bogiem. Miał to, jako dziecko Boże. I właśnie w tę prawie niewidoczną szczelinę,    „moje”  od  Bożego, wcisnęła się pokusa.
Ten, który nienawidzi jedności, który sam jest uosobionym rozdarciem i zgodnie ze swoją naturą zawsze dzieli i oddala, powiedział do Adama: Spróbuj mieć to wszystko sam. Bez Boga! Wbrew Bogu! Na przekór Jego ostrzeżeniom! Zamiast słuchać, sięgnij po miejsce Rozkazującego!
Uległ tej pokusie, jakże ponętnej dla stworzenia, biedny ojciec wszystkich kuszonych.
Zaryzykował krok w przepaść, którą dla każdego bytu stworzonego jest odejście od swojego Stwórcy. I został w tej przepaści, a razem z nim zostaliśmy i my. Związani solidarnością pochodzenia, dzieci zbuntowanego ojca, wzięliśmy też na siebie solidarność klęski. Wzięliśmy ten grzech i tę śmierć, o których tak  dobitnie mówi św. Paweł w Liście do Rzymian. Odtąd nawet powtórne przygarnięcie przez Boga, nawet
pouczenie Jego słowem i omal, że prowadzenie za rękę nie leczą w człowieku tamtego odziedziczonego skrzywienia. Nawet odkupieni, mamy w sobie jakąś tragiczną skłonność wybierania źle.
Stępiała w nas natomiast wrażliwość na pokusę dobra. Choć wiemy, że lepiej i piękniej, i rozsądniej, i pożyteczniej byłoby stać prosto, pozwalamy się przecież giąć ku ziemi, łamać złu i ulegać innym. Daremnie Bóg kusi nas sobą, najpiękniejszą z pokus, jaka stanąć może przed stworzeniem.
Wielu nie ma już oczu do patrzenia w słońce. Zauroczeni doczesnością, zapatrzeni w siebie, wierzący tylko sobie, budują mozolnie swój tragiczny świat, który omal w każdym pokoleniu rozsypuje się i nie zadowala.
Ale sytuacja człowieka uwodzonego i niszczonego pokusą zła, której omal bezwolnie ulega, pozornie tylko jest sytuacją bez wyjścia. Jest Ktoś, kto dla nas zwyciężył już to żałosne kalectwo. Jest Ktoś, kto dobrowolnie przeszedł drogę ludzkich pokus, aby człowiekowi pokazać, że nie koniecznie musi to być droga do piekła.
W ewangelii święty Mateusz opisuje walkę Jezusa z szatanem – kusicielem. Orężem, którym posługuje się Chrystus w swojej potyczce z przeciwnikiem, jest słowo Boże, zapisane w Biblii, a więc w arsenale dostępnym dla każdego walczącego. Powiemy: dla mnie też! Kiedy, być może, staniemy któregoś dnia na rozdrożu i nie będziemy wiedzieli, dokąd iść, kiedy w ciężkich chwilach braknie ręki przyjaciela, a zamiast niej ujrzymy wyciągniętą chytrze ku  nam rękę wroga, wtedy otwórzmy Ewangelię i czytajmy!
Dowiemy się, że nie wszystkie głody da się zaspokoić ziemskim chlebem i zapić doczesnym trunkiem. Dowiemy się, że nie zawsze warto i wolno ryzykować życie, uczciwość, wiarę, godność chrześcijanina, szacunek dla samego siebie i rzucać się    głową w dół, w przepaść, bo Bóg nie pośle aniołów, by cię cudownie ratowali od zguby.
Dowiemy się przede wszystkim, że choćby nam obiecywano wszystkie królestwa świata, całe jego bogactwo i rozkosze, nam przecież nie wolno upaść na ziemię i bić niewolniczych pokłonów przed byle kim i byle czym, bo jesteśmy ponad tym wszystkim, co nam ofiarują, bo  przerastamy i ziemię, i czas i jeżeli masz pochylić swoje czoło króla
stworzenia, to tylko przed  Bogiem.
Sięgając po Ewangelię, sięgamy jakby po samego zwycięskiego Chrystusa z tajemniczej góry Gebel Quruntul,  na której pokonał On i odrzucił precz od siebie kusiciela.
Właśnie to Chrystusowe zwycięstwo, otwiera bramy wielkiego postu. A otwiera nadzieją. Jakże radośnie brzmią słowa św. Pawła, dla człowieka szukającego wyzwolenia:
„ … jak przestępstwo jednego sprowadziło na wszystkich ludzi wyrok potępiający, tak czyn sprawiedliwy Jednego sprowadza na wszystkich ludzi usprawiedliwienie dające życie”.
Tym „czynem sprawiedliwym” nie były oczywiście wydarzenia czy wizje na górze kuszenia, choć i w nich tyle jest światła i nauki. Powrót do pierwotnej sprawiedliwości, a nawet więcej niż do sprawiedliwości, bo do odnalezionej na nowo miłości,  umożliwi człowiekowi dopiero inna góra, ta ku której wędrować będziemy wiarą i modlitwą przez najbliższe tygodnie, góra Kalwaria.  Dopiero śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa staną się początkiem „nowego stworzenia”. Dopiero zmartwychwstały Zwycięzca śmierci, ukaże człowiekowi na nowo drogę do prawdy i dobra, ale ukaże ją w sposób bardziej porywający i kuszący, niż to mogły dotąd uczynić słowa Biblii, ponieważ droga ta poprowadzi przez Niego samego, przez Jego osobę, przez przyjaźń i zjednoczenie z Nim. Dopiero w oparciu o Chrystusa ukrzyżowanego i zmartwychwstałego staje przed człowiekiem możliwość zwyciężenia zła w sobie i przeciwstawienia się nadal istniejącym i niebezpiecznym pokusom „księcia tego świata”.
Wielki post – w tym czasie łaski i szczególnych Bożych zmiłowań podejdźmy z ufnością do Jezusa, przez którego Bóg darował siebie ludzkości, Jezusa, „który nam w wierze przewodzi i ją wydoskonala”, Jezusa, „przewodnika zbawienia” i „sprawcę wiecznego zbawienia dla wszystkich, którzy Go słuchają”.  Jest niedaleko nas. Niedaleko zarówno tych, dopiero kuszonych, jak i tych, którzy już dali się skusić. Pierwszym chce dać siłę oparcia się złu, drugich podźwignąć i umocnić.
Przed wszystkimi roztacza, w miejsce ułudnych mamideł doczesności,  porywającą pokusę Bożej i swojej ku nam miłości. Jedyną pokusę, której warto ulec. Więcej: jedyną, której trzeba ulec, jeżeli nie chce się zaprzepaścić życia i narazić wieczności.
Być kuszonym, nie oznacza wcale być daleko od Boga. Nad kuszonymi czuwa Boża wszechmoc i Boże miłosierdzie, nie dopuszczające, by byli wystawieni na próby ich przerastające. Jeżeli o tym wiedzą i jeżeli umiejętnie z tej bliskości Boga korzystają, wygrali.
Zwyciężeni bywają ci, co wmówili w siebie, że są mocni, że nie potrzebują podnosić ani oczu, ani rąk, ani serca ku górze, skąd przyjść może dla nich ocalenie. Tych zło łamie i panuje nad nimi. Bądźmy zawsze blisko Jezusa i wierzmy Jego słowu, bo wtedy zło nie ma do nas dostępu. 
   

Szczęść Boże.