ZESŁANIE DUCHA ŚWIĘTEGO UROCZYSTOŚĆ

Moi Drodzy!

Uroczystość Zesłania Ducha Świętego.

W 50 dniu po Zmartwychwstaniu, na zgromadzonych w wieczerniku Apostołów wraz z Maryją zstąpił, obiecany im przez Jezusa, Duch Święty. Uradowali się Uczniowie, bo odczuli Jego moc. Odważnie wychodzą na ulicę, okazując wszystkim swoją radość. Zaskakującym jest jednak to, że w ten pamiętny dzień słowo „Duch Święty” padnie z ich ust zaledwie raz czy drugi, omal ubocznie i mimochodem. Mówić będą natomiast  dużo, głośno i przekonywająco o Jezusie ukrzyżowanym, zmartwychwstałym, zasiadającym już dziś po prawicy Boga. Dla Niego zdobywać będą wyznawców, wyjaśniać będą Jego misję, wysławiać Jego imię. Duch Święty ukaże ludziom Jezusa w całej pełni.
W wieczór Wielkiego Czwartku Jezus, obiecując uczniom Ducha Pocieszyciela, zapowiedział: „On Mnie otoczy chwałą, ponieważ z mojego weźmie i wam objawi.  On będzie świadczył o mnie”.  Duch Święty wypełnia wiernie wszystkie Jezusowe zapowiedzi.
Misją Ducha Świętego jest strzeżenie depozytu wiary i przekazanie tego depozytu, w stanie nienaruszonym, najdalszym  pokoleniom. Duch Święty zadba, by zawarte w Ewangelii prawdy coraz szerzej odsłaniały przed wierzącymi swoją zbawczą treść i coraz wyraźniej ujawniały ukrytą w nich myśl Boga. W pewnym sensie pod Jego opieką będą stawały się bogatsze, otwierając w ten sposób, wierzącym, dostęp do całej prawdy.
Może ktoś zapytać:
Czyżby dzieło Jezusa nie było jeszcze zakończone?
Czyżby objawiona światu przez Niego prawda nie była jeszcze pełna?
Czyżby odszedł On od nas, nie powiedziawszy wszystkiego, co chciał nam oznajmić?
Od dawna przyzwyczailiśmy się patrzeć na Ewangelię, na Kościół, na naszą własną wiarę, jako na coś gotowego, doskonałego i wykończonego we wszystkich szczegółach. Nie należy niczego poprawiać ani uzupełniać, tylko strzec z największą starannością i odważnie wprowadzać w życie.
Jak świadczy historia Kościoła, każde ogłoszenie nowego dogmatu, a miało to miejsce parokrotnie w ciągu wieków, powodowało u wielu wierzących niepokój, kończący się niejednokrotnie ich wystąpieniem z Kościoła. Lubimy rzeczy pewne i nienaruszalne.
Bardzo nam z tym wygodnie, owszem, bardzo schlebia, że sprawy tak właśnie się mają. Inni muszą dopiero szukać, my już znaleźliśmy. Inni budują w trwodze, wśród niepowodzeń i omyłek, my już mamy gotowe.
Ale tę pewność ludzi Kościoła, którym się zdaje, że otrzymali od Boga w prezencie całą i w najdrobniejszych szczegółach wykończoną prawdę, burzą słowa Jezusa, wypowiedziane w Wielki Czwartek do uczniów: ,,Jeszcze wiele mam wam do powiedzenia, ale teraz [jeszcze] tego znieść nie możecie. Gdy zaś przyjdzie On, Duch Prawdy, doprowadzi was do całej prawdy”.
Nie zacieśniajmy tej znamiennej obietnicy wyłącznie do grona Apostołów. Ona ma wieczną wymowę. Jesteśmy członkami Kościoła, który posiadając prawdę, ciągle na nowo musi się jej uczyć, ciągle mozolnie ją zgłębiać, pełniej poznawać i coraz bardziej przekonywająco ukazywać. Takim chciał go mieć Jezus i dlatego poddał go kierownictwu Ducha Świętego.
Ten Duch pełni w Kościele wiele różnorakich funkcji. Nie wchodzimy dziś w ten rozległy temat. Zostaniemy przy jednym tylko z Jego zadań, tym, które zarysował Chrystus, mówiąc: „Duch Święty doprowadzi was do całej prawdy”, „Wszystkiego was nauczy i przypomni wam wszystko, co Ja wam powiedziałem.”
Pozornie mało. Czy jednak mało? „Wszystkiego was nauczy”.
Za tym słowem „nauczy” stoi wiele znaczeń.
„Uczyć się” – to najprzód zdobywać wiedzę, poszerzać ją i pogłębiać. Kiedy postawimy obok siebie zakres depozytu wiary tych ludzi z pierwszego wieku po Chrystusie, oraz to, co nam do wierzenia podaje nasz katolicki Kościół XXI wieku, stwierdzimy bez trudności, że wiele więcej wiemy na temat Boga, Chrystusa, Maryi, sakramentów, Kościoła, czy innych jeszcze tajemnic wiary, niż nasi poprzednicy.
Pomyślmy, czy ludzie Kościoła wymyślili sobie, ot tak, dowolnie, te prawdy; czysto zewnętrznie je nadbudowali na doktrynie Ewangelii?  Nie tędy szedł rozwój.
Ludzie Kościoła zgłębiając naukę Chrystusa zawartą w Ewangeliach odsłonili tylko źródła, które już tam ukryte żyły, czekając, aż da się im możliwość zaszumienia rzeką. Wyciągano wnioski z ogólnych tez, jak robi się to w każdej nauce. Pracą kieruje w Kościele Duch Święty po dzień dzisiejszy i w przyszłości, aż do skończenia świata..
„Nauczyć się” – to znaczy zdobyć pewność. Wiedza, to nie tylko mgliste mniemanie czy czyjaś tam opinia. Jeżeli Chrystus zwierzył Duchowi Świętemu „nauczenie” Kościoła prawdy, to tym samym postawił go tutaj jako gwaranta pewności nauki, wyznawanej przez ten Kościół. Odtąd każdy z nas będzie mógł, bez obawy zbłądzenia w dziedzinie wiary, przyjąć za prawdziwe te twierdzenia, które Urząd Nauczycielski Kościoła poda mu, w sposób wiążący, jako wchodzące w zakres prawd objawionych. Za tego rodzaju orzeczeniami staje bowiem swoją powagą Nauczyciela wiary sam Duch Święty.
W ciągu długiej historii Kościoła pojawiać się będą coraz to nowi „mędrcy”, nawet z grona duchownych i teologów, by nam uczenie wyjaśnić, że Chrystus, mówiąc np. „To jest Ciało Moje”, bynajmniej nie zamierzał wiązać swojej obecności z postacią konsekrowanego chleba, że oznajmiając: „Komu odpuścicie grzechy, są im odpuszczone.”  
Wnikając w historię Kościoła wiemy, że Kościół dawał się często wciągać w akcje z gruntu obce ewangelii i duchowi Chrystusa.
Tolerowanie przez tyle wieków niewolnictwa, wprowadzanie lub obrona wiary siłą, bogactwo i władza, wojny uważane za „święte”, którym sprzyjał, a nawet je inspirował. A ileż w każdym wieku błędnych twierdzeń, dotyczących wiary lub moralności, ileż zafałszowanego widzenia samego siebie i błędnej oceny przemian w świecie!
Każda inna instytucja nie przetrwałaby wśród tylu zagrożeń. Kościół przetrwał. Zawsze ktoś w nim:  raz papież i biskupi, raz święci mężowie lub święte kobiety, raz synody albo odważna postawa wiernych, wołał: „To nie tak! Nie tędy droga! Chrystus uczył inaczej!” I Kościół podejmował reformę. Przypominał sobie autentyczną naukę Chrystusa i ducha ewangelii. Odnawiał się!
To, co stwierdzić może każdy bezstronny, pochylając się nad historią Kościoła, to samo dojrzę i w moim własnym życiu. Znam naukę Chrystusa. Nie obce są mi Jego żądania. Być może, żyłem nawet tym wszystkim długie lata. I nagle przychodzą dni zapomnienia. Jakieś niebezpieczne bielmo przesłaniać zaczyna oczy. Idę znowu za zachciankami ciała i krwi, depcę po drugich, by wywyższyć siebie, postępuję tak, jakby po ziemskim życiu nie było nic. Któż to wówczas podnosi alarm w moim sercu? Któż to nie daje spokoju we dnie i w nocy?” Aż uznam, że idę źle. I że trzeba zawrócić. Duch Święty!
„A Pocieszyciel, Duch Święty, którego Ojciec pośle w moim imieniu, On was wszystkiego nauczy i przypomni wam wszystko, co Ja wam powiedziałem.”
W wieczerniku był początek. W dzieje Kościoła i w dzieje poszczególnych ludzkich serc wkraczał „Parakletos” – Pocieszyciel. Z greckiego Parakletos, znaczy także i przede wszystkim: obrońca sądowy, adwokat. Adwokat ten będzie nas bronił kiedyś przed trybunałem Boga. Ale wprzód, podejmuje obronę praw Boga w Kościele i w sercu każdego z nas.

Szczęść Boże.