12 września 2004 r. XXIV Niedziela Zwykła

Moi  Drodzy !

Cieszcie się, ze mną, bo znalazłem owcę, która mi zginęła. (Łk 15,6)

Przed kilku laty pewna Polka, mieszkająca na Florydzie, udała się na poszukiwanie swojej adoptowanej córki aż do Kalifornii. Przejechała bezskutecznie kilka tysięcy kilometrów samochodem. Wkrótce wyjechała znowu. Nie wiedziała gdzie jej  szukać,   Przypuszczała jedynie,  że jej córka znajduje się w pobliżu Los Angeles.
Rzeczywiście, instynkt miłości me mylił się. W drodze i na miejscu dowiedziała się szczegółów o grupach młodzieży hippisów. Przypadek, czy zrządzenie Opatrzności sprawiły, że będąc na miejscu wdała się w rozmowę z pewnym właścicielem sklepu.
Tak, ona tu czasem przychodzi… mówi sklepikarz  …daję jej to, co mi zostaje. Wskazał miejsce, gdzie przebywa. Matka udała się pod wskazane miejsce i znalazła córkę. Żyła w nędzy, obdarta i wygłodniałą. Wróciła z matką do domu. Dzięki matce zaczęła, pracować i uczyć się jednocześnie.
Czyż ta ofiarna miłość owej przybranej matki, nie przypomina nam opowieści o zgubionej owcy, o drachmie i o synu marnotrawnym ? Czy jednocześnie nie przywodzi nam na pamięć daleko większej miłości Serca Bożego wobec wszystkich ludzi, a zwłaszcza grzeszników ?
Zagubione dzieci Boże.
Niejednokrotnie wzgardziliśmy miłością Bożą i jak syn marnotrawny błąkaliśmy się po manowcach grzechu. Bóg jednak, nie tylko czekał na nas z utęsknieniem, ale  i szuka nas nieustannie, jak dobry pasterz zgubionej owcy. A gdy ją znajdzie, bierze z radością na swe ramiona i wraca do domu… i mówi: Cieszcie się ze mną, bo znalazłam owcę, która mi zginęła.
Wiemy jakich sposobów używał Bóg, by odnaleźć swe zagubione dzieci. Pozostawił niebo, aniołów i sam stał się człowiekiem, jednym z nas, odkupił nas i zostawił nam wszystkie środki potrzebne do zbawienia. Chodzi jedynie o to, byśmy włączyli się w Jego życie, byśmy nie wzgardzili Jego miłością, byśmy wrócili do domu Ojca.
Jakże niewdzięcznymi okazali się Izraelici w drodze do Ziemi Obiecanej, mimo tylu dowodów Bożej opieki. Bardzo szybko odwrócili się od drogi, którą im nakazałem – mówi Bóg do Mojżesza.  Utworzyli sobie posąg cielca ulany z metalu, oddali mu pokłon i złożyli mu ofiary mówiąc: Izraelu, oto twój Bóg, który cię wyprowadził z ziemi egipskiej.
Nic dziwnego, że rozpalił się gniew mój (Boży) na nich… Mojżesz jednak zaczął usilnie błagać Boga swego, apelując do Jego miłosierdzia, powołując się na Jego obietnice dane Abrahamowi, Izaakowi i Izraelowi.
 
Wówczas to Jahwe zaniechał zła, jakie zamierzał zesłać na swój lud.

Czyż nie jest podobna historia ludzkości, historia milionów katolików? Dziwimy się Izraelitom i nie możemy pojąć ich odstępstw od Boga. Ale ostatecznie oni nie byli jeszcze w pełni Ludem Bożym. Przesiąknięci byli pogaństwem i jego wpływami, a wiara w jednego Boga kiełkowała w ich duszach.
Nie mieli jeszcze łask sakramentalnych. Nie mieli jeszcze Chrystusa. Ale my mamy wszystko. Od blisko dwóch tysięcy lat opływamy w łaski Chrystusowe. Wprawdzie nie tworzymy cielców złotych, by im się kłaniać, lecz gromadzimy złoto i przedkładamy jego wartość nad wszystko.
Bóg jednak szuka nas. Bóg szuka nas niezmordowanie i zdaje się zapominać o naszych niewiernościach. Nieustannie wstawia się za nami drugi Mojżesz – Chrystus na wszystkich ołtarzach świata oraz nasza Matka – Niepokalana Dziewica Maryja.
Bóg szuka nas do końca, do momentu znalezienia. Gdy znajdzie, cieszy się wraz z Nim całe niebo bardziej, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie potrzebują nawrócenia.
Opowiada bp Sheen z Nowego Jorku, że w czasie jego przemówień w telewizji, pewna kobieta siadała przy aparacie, ośmieszała i przedrzeźniała każde jego słowo. Dzisiaj ta niewiasta jest głęboko wierzącą i praktykującą katoliczką.
W innym mieście pewien mężczyzna miał zwyczaj nagrywać audycje na taśmie, a następnie odtwarzał je zakonnicom, robiąc przy tym ośmieszające komentarze odnośnie treści przemówień. Niedawno ten sam mężczyzna ufundował nową szkołę, której kierownictwo powierzył siostrom zakonnym.
Takich uciekinierów przed Bogiem historia zna wielu. Był nim głośny pisarz nicości, rozterki i rozpaczy Joergensen, który nie zaznał ani jednego dnia szczęścia, zanim nie poświęcił się na służbę Bogu w zakonie franciszkańskim.
Można tu wyliczać wielu, jak : doktora Carrela czy pisarkę Sigrid Undset.
Był nim również zmarły w 1952 r. Fulton Oursler, pisarz i detektyw. Znalazł się on jako sceptyk w Ziemi Świętej, by odkryć Chrystusa i pogłębić się w niewierze. Nie skończył jednak tego dzieła, ponieważ Chrystus pierwszy go odkrył i znalazł.
Napisał Największą Historię o Chrystusie. Został katolikiem i apostołem ściganego kiedyś Chrystusa.
Uciekinierem i prześladowcą był Paweł, który ongiś bluźnierca, prześladowca i oszczerca, dostąpił jednak miłosierdzia, ponieważ uczynił to z nieświadomości, w niewierze jak sam wspomina.
Nie byliśmy prześladowcami Chrystusa, nie podnosiliśmy zaciśniętej pięści przeciw Bogu, ale byliśmy i może jeszcze często jesteśmy uciekinierami, zagubionymi owcami, błąkającymi się po manowcach grzechów ze słabości, chodzącymi własnymi ścieżkami w pogoni za, własnym szczęściem.
Rezultatem tego błąkania się jest niezadowolenie, pustka duchowa, tęsknota i rozgoryczenie…
Czy więc nie lepiej, pewniej i zbawienniej zostać wiernie przy Nim na zawsze?!

SZCZĘŚĆ BOŻE.