NAJPIĘKNIEJSZE WSPOMNIENIA Z ŻYCIA MŁODZIEŻY W DOBIE NA MAZURACH W 2014

100_4837Doba – To miejsce się kocha!

Wysiadam z pociągu w Giżycku po dwunastu godzinach spędzonych w parnym przedziale i przesiadam się do autokaru. Zasypiam ze zmęczenia. Budzą mnie wyboje wiejskiej drogi i piosenka zaintonowana przez dziewczęta z mojej grupy : „Doba, Doba, Doba, piękna okolica, gdyby nie stodoła, byłaby stolica”. Doba to malownicza wioska na Mazurach. Doba to także obóz położony na jeziorem Dobskim pośród pól i lasów.
Na miejscu z przerażeniem odkrywam, że w namiotach nie ma podłóg, przez najbliższe dwa tygodnie będę się myć w prowizorycznych kaczycach, a o naładowaniu telefonu mogę pomarzyć. Jestem zrównana do tych samych warunków, w których będą funkcjonować moi wychowankowie. Ksiądz Bosko uśmiecha się z portretu przy stołówce i pociesza, że nad wszystkim czuwa. Ale jak to się dzieje, że dziewczynki codziennie używające prostownicy przyjeżdżają tu po raz ósmy? Jak to możliwe, że chłopcy uzależnieni od gier komputerowych dobrowolnie wyrzekają się elektroniki na dwa długie tygodnie? „Proszę Pani, to jest Doba! To miejsce się kocha!” – odpowiedziała mi jedna z uczestniczek.


Warunki obozowe są zaaranżowane w harcerskim stylu. Kąpiel w jeziorze, kilkuosobowe namioty, stołówka na świeżym powietrzu i kuchnia polowa. Obozowicze odbywają warty dzienne i nocne, posługują na dyżurze gospodarczym, czyszczą kajaki. Rano wszyscy zbiegają się na dźwięk trzech gwizdków na apel i rozgrzewkę. Nikt nie spogląda tu na zegarek. Czas płynie od zbiórki do zbiórki, od posiłku do posiłku. A zdaje się mijać w mgnieniu oka, kiedy wychowawcy prześcigają się pomysłowością w organizowaniu zadań dla swoich grup. Można pograć w piłkę nożną, pójść na spacer ścieżką ekologiczną, zrobić „gniotki”, albo pośpiewać szanty. Najgłośniej piosenki rozbrzmiewają na wieczornym ognisku połączonym z pogodnym wieczorem. Rozpoczyna się ono codziennie od zaśpiewania hymnu. Młodzi ludzie spontanicznie wstają, zakładają ręce na barki sąsiada i kołyszą się w rytm melodii, zdzierając gardła, wykrzykując słowa: „Przyjaźń, wiara i poświęcenie to one budują tu każdy dzień…”. I śpiewają prawdę.
W Dobie wychowankowie uczą się współpracy podczas dyżurów. Doskonale wiedzą, że przez ich ociąganie się reszta obozowiczów musi czekać na upragniony posiłek. Kiedy zasną na warcie, narażają obóz na niebezpieczeństwo (chociażby kradzieży flagi – co zdarzyło się mojej grupie). Kształtują także swoją wiarę poprzez możliwość uczestnictwa we Mszy Świętej, modlitwie wieczornej lub tej przed i po posiłkach, czy też udział w dyżurze liturgicznym. Na każdym turnusie obecny jest salezjanin – kleryk lub ksiądz służący duchową pomocą. Nad rozwiązywaniem konfliktów, a także spraw, z którymi dzieci przyjeżdżają z rodzinnych domów czuwają terapeuci. A nieustanną pieczę nad całym obozem sprawuje komendant.
To miejsce „magiczne” mówią wychowankowie. Przyciąga, by wrócić na obóz po raz wtóry. Przyjeżdżają także i ci, którzy już wyrośli z bycia uczestnikiem. Wcielają się oni w rolę wolontariuszy, a następnie opiekunów. Bywa nawet, że niektórzy z wychowawców w ciągu jednych wakacji potrafią być na więcej, niż tylko jednym, czy dwóch turnusach. Jest to dla mnie wystarczające świadectwo związania z miejscem, w którym człowiek czuje się potrzebny drugiemu człowiekowi, w którym nawiązują się przyjaźnie, w którym dojrzewa kolejne pokolenie. Brzmi znajomo, prawda? To tak, jakbym opisywała Oratorium Księdza Bosko.
Charyzmat tego miejsca, jak i patron nie są przypadkowe. Na pagórku tuż przy obozie, na tzw. Olimpie, opiekę nad organizacją i spokojnym przebiegiem każdego z turnusów obejmuje czujnym okiem pan Wiesław Sojka – Prezes Byłych Wychowanków Salezjańskich, swego czasu uczeń Zakładu Salezjańskiego w Oświęcimiu. Od wielu już lat poświęca swój wakacyjny czas, by zapewnić interesujący wypoczynek dzieciom i młodzieży znajdującej się w trudnej sytuacji materialnej, czy rodzinnej. Umożliwia im nie tylko udział w ciekawych wycieczkach i rozrywkach na miejscu, ale – jak już wspomniałam – wzrastanie do pełnego człowieczeństwa poprzez umiejętność funkcjonowania w grupie rówieśniczej i podejmowania obowiązków. Tak, jak czynili to wychowankowie Oratorium w dziewiętnastowiecznym Turynie. Tak, jak czynią to dziś wychowankowie w placówkach prowadzonych przez Duchowych Synów Księdza Bosko.
Zakończę poprzez przytoczenie kontynuacji cytowanego tu fragmentu obozowego hymnu: „…Chciałbyś powiedzieć: to moje miejsce – w tym miejscu ja zakochałem się”.
Potwierdzam i polecam.

Anna Jastrzemska
wychowawca, BWS (Bydgoszcz)